gotowi… 6


Byłam pewna, że Wiercipiętek, mieszkający pod moim serduchem, nie wytrzyma do terminu porodu. Byłam pewna, że aktywny tryb życia z Dzidziulką pomoże przyspieszyć ten dzień… Z Dzidziulką nie pomogło mycie okien, kładzenie dekoracyjnych tynków, fugowanie, że o bieganiu po schodach nie wspomnę. 
Co prawda tym razem jakieś oznaki zbliżającego się porodu są, więc i nadzieja jest, zaś termin za dwa dni (dopiero).
Postanowiłyśmy z Dzidziulką pogadać z naszym brzuszkowym maluszkiem i zaprosić go, by nie bał się przyjść na świat, przekonując, że już wszyscy jesteśmy na niego gotowi i tylko czekamy, kiedy on się zdecyduje do nas dołączyć.
Dzidziulka bardzo czeka na Brata. Ostatnio nawet będąc w sklepie kupiła dla niego zabawkę (sama wpadła na taki pomysł, wybrała grzechotkę z półki, poszła do kasy zapłacić).
Moja prawie dwuletnia dziewczynka (już tylko tydzień brakuje) pomysł spotkania Braciszka poza brzuszkiem podłapała szybciutko. Jej buzia uśmiechnęła się niesamowicie szeroko, a oczka zaświeciły blaskiem, jakiego chyba jeszcze nie widziałam. Więc wołam, ‘słyszysz, słyszysz’, siostrzyczka też czeka. W odpowiedzi czuję piętę pod samym żebrem… W pewnym momencie jednak Dzidziulka spoważniała. Zaczyna tłumaczyć, że muszę do doktora. Że muszę pojechać autem. Że ona z Tatą zostanie w domu, a ja pójdę, doktor zrobi “giligiligili” (pokazując nieskoordynowane ruchy ręką po moim brzuchu) i wrócę z Dzidziusiem. Patrzy się na mnie tymi dużymi mądrymi oczami, uradowana pomrukuje “hmm?” czekając na moją potwierdzającą odpowiedź, a ja w szoku… Że pamięta, że kilka miesięcy temu rzeczywiście wykonałam nieskoordynowane ruchy ręką na moim brzuchu naśladując doktora.

tunika/bluzka – baby gap/ getry, spinka – h&m/ buty – f&f

Leave a Reply

6 komentarzy do “gotowi…