imię idealne… 10


Co myśmy się przez te dziewięć miesięcy mieliśmy z imieniem Dzidziusia… nawet nie wiecie.
 O wybieraniu imienia idealnego pisałam już – oooo TU (KLIK). Pytaliście i pytaliście, ale wiecie co? Nie tylko Wy, bo nasi najbliżsi również. A my ciągle nie mogliśmy podjąć decyzji. Nawet jeśli wydawało nam się, że już wiemy i chodziłam przez tydzień mówiąc do brzuszka “Bartusiu”, potem nie wiadomo skąd, nijak nam owy Bartosz nie pasował. Szukaliśmy wobec tego dalej. A kiedy znowu wydawało się, że już “Kubuś” będzie i koniec i basta, nie wiadomo skąd przyszedł moment, kiedy stwierdzaliśmy, no nieee, to nie jest to, chyba jednak ten “Bartosz” lepszy. 
Zbliżało się rozwiązanie, a my mieliśmy listę trzech imion, które przeplatały się ciągle. Próbowaliśmy ten ‘ciężar’ zwalić na Dzidziulkę, ale ona na każde imię mówiła nie. Dzidziuś był dla niej po prostu Dzidziusiem, a kiedy podstawiona pod murem musiała wybrać dla niego jakieś imię zawsze było to Minie i nie pomagały tłumaczenia, że to imię dla dziewczynki, zaś w my czekamy na chłopca.
Nasze imię idealne miało być polskie. Miało nie być zbyt długie i pasować do nazwiska. Miało być uniwersalne, łatwe do wymowy, zwłaszcza w języku angielskim. Nie chcieliśmy imienia, które będzie łamało język ludziom poza granicami naszego kraju, bo nigdy nie wiadomo, jak potoczą się losy naszych dzieci. Ponadto miało mieć zdrobnienia. 
Minął termin, a my decyzji nie mieliśmy. Dzidziuś nie spieszył się na świat, a ja mówiłam, że to pewnie przez to nasze niezdecydowanie. Że gdy damy mu wreszcie imię, on odważy się opuścić maminy brzuszek. Choć już wtedy jedno imię powtarzaliśmy głośno najczęściej. W sumie próbowaliśmy nauczyć Dzidziulkę, że bobas, który przyjdzie na świat nie będzie miał na imię Dzidziuś. Jednak córcia twardo sprzeczała się z nami do samego końca, że to będzie Dzidziuś Minie, ewentualnie w ostateczności wygrywał gum (czyli goofie).
Dzidziuś przyszedł na świat, a dylemat imienia nie zniknął. Za każdym razem, pytana przez personel o imię, milkłam na chwilę i z wahaniem odpowiadałam. Aż Tata poszedł do urzędu. Dzwoni i mówi, że akt urodzenia załatwiony, a dopiero gdy odłożyłam słuchawkę, dotarło do mnie, że w takim razie imię już ‘przypieczętowane’. Oddzwaniam więc, by się upewnić. Tak, Dominik. Już po dylemacie.
To było to imię z naszej listy, do którego żadne z nas nie potrafiło się przyczepić. Taki kompromis spośród typów wypowiedzianych głośno, a jednocześnie żadne z nas nie potrafiło powiedzieć, że to jest właśnie to jedyne i koniec. Kiedy Dominik pojawił się na świecie i Dzidziulka szybko zrozumiała, że Dzidziuś to nie jego imię. Na pewno bardzo pomógł fakt, że i my przestaliśmy nadużywać tego słowa, zwracając się do maleństwa po imieniu. Choć jeszcze ze dwa tygodnie po urodzeniu, dziwnie czułam się wypowiadając na głos imię synka, dzisiaj już nie wyobrażam sobie piękniejszego. Mieliśmy obawy, co do zdrobnienia, jednak problem rozwiązała Dzidziulka. Co raz zaskakiwała nas nowymi zdrobnieniami: Domi, Domik, Minik, Miniś, Domiś, Dominiś… Używamy wszystkich. 
Imię Dominik oznacza należący do Pana (Boga). Wg internetowych ksiąg, jest to imię godne mężczyzn nadzwyczaj przyzwoitych. Podobno osoby o tym imieniu są pokojowo nastawione do świata i ludzi, życzliwe, bardzo otwarte, budzące zaufanie. Są tu Mamy, które mają w domu Dominika? Prawda to czy bajka?


Leave a Reply

10 komentarzy do “imię idealne…