Dziwne myśli rozsiadły się w mojej głowie. Być może to aura za oknem, spowodowała spadek formy. Być może to właśnie to uziemienie w domu sprawia, że zagoniłam się w jakąś nienormalną pętlę. Być może to nieustający od kilku dni ból głowy, który paraliżuje moją codzienność. Być może to wiadomości, których zazwyczaj nie oglądam, a które zbombardowały mnie przerażającą rzeczywistością. Być może wszystkie powyższe punkty zapętliły się, tworząc w mej głowie niekoniecznie pozytywne myśli. Wiem jednak, że skoro mąż zaczyna zauważać, że mówię zbyt dużo i nie ogarnia mojego słowotoku, to znaczy, że na blogu dawno nie pojawiło się nic nowego. Mogłabym podać co najmniej kilka powodów dla których omijałam klawiaturę, ale żaden nie wydaje się być racjonalny. Zasiadam wobec tego, by zmierzyć się sama ze sobą. Idę w totalną ciemność. Jakbym szła w najgorszą burzę, prosto w jej centrum, pośród piorunów i bez parasola…
A zacząć powinnam od tego, że nie lubię burzy. Choć nie przeszkadza mi, kiedy jest dzień, a w domu jest dużo ludzi. Kiedy jednak przyjdzie w nocy, a ja w dodatku jestem sama, boję się bardzo. Każde błyśnięcie sprawia, że na moim ciele pojawiają się ciarki, więc szybko chowam się pod kołdrą i zasnąć nie potrafię, dopóki ta burza nie minie. Chociaż burz nie znoszę, dobrowolnie zmierzam w najgorszą możliwą burzę, burzę w mojej głowie. Bo wiem, że tym razem nie schowam się pod kołdrą, muszę stawić jej czoła. Tylko tak mogę to pokonać.
Wszystko leży w moich rękach. Choć właściwie, by być dokładnym, wszystko siedzi w głowie, mojej głowie. Obwinianie pogody za swe złe samopoczucie nic mi nie da. Niczego nie zmieni narzekanie na rutynę i niekomfortowe siedzenie w domu, a już na pewno niczego nie zmieni szukanie winnego w niesprawiedliwości świata i szerzącym się źle. Zdecydowanie nie należę do osób, które wszędzie widzą tylko problemy, powiedziałabym raczej, że przeciwnie, nawet w najgorszej sytuacji staram się dostrzec coś pozytywnego. Chociażby zdobyte doświadczenie, które możemy wykorzystać na swoją korzyść. Tymczasem, z mojego nosa spadły różowe okulary i co gorsza, nawet nie zwróciłam na to uwagi, dopiero osoba patrząca z boku potrafiła dostrzec, że coś jest nie tak. I kiedy zatrzymałam się na chwilę, przeanalizowałam ostatnie dni, okazało się, że stanęłam nagle w samym środku burzy. Nad moją głową wisiały czarne chmury, właściwie aż po horyzont widziałam tylko ciemność. Brnęłam i brnęłam, by dojrzeć nawet tyci promyk słońca, okruszek czegoś pozytywnego, ale bezskutecznie. Po kilku grzmotach, lunął deszcz. Nie byle jaki deszcz, ogromna fala wody zamazała obraz, w kilka sekund pozbawiając mnie najmniejszej suchej nitki. Ciężko było oczy otworzyć, o dostrzeżeniu czegokolwiek dookoła, nawet nie było mowy. Pozostało zwinąć się w kłębek i czekać, aż wszystko minie. Ale czy rzeczywiście minie?
Skoro wszystko dzieje się w mojej głowie, wystarczy wziąć życie w swoje ręce. Nie narzekać na świat dookoła, bo jego raczej nie jesteśmy w stanie zmienić. Nie mamy wpływu na pogodę, ale możemy zmienić swoje samopoczucie. Możemy winić siebie, bo właśnie na swoje zachowanie jesteśmy w stanie wpłynąć. Zamiast narzekać, szukać wymówek we wszystkim dookoła, trzeba zmierzyć się z sobą. Zrobić porządny rachunek sumienia, poszukać przyczyn takiego a nie innego stanu rzeczy w sobie i wziąć się w garść, po prostu. Musisz zrozumieć, że Twoje życie zależy tylko od Ciebie, że możesz wszystko, jeśli tylko odważysz się po to sięgnąć. I choć to ja jestem osobą, która zazwyczaj wyprowadza na prostą, jak widać czasem zapominam o tym, czego uczę innych.
Czasem sama muszę sobie przypomnieć, że dobre nastawienie potrafi oczarować najgorszy dzień. Muszę uświadomić sobie, że złe doświadczenia, choćby najbardziej bolesne, są równie potrzebne, co te szczęśliwe. To właśnie te gorsze momenty czynią nas silniejszymi. Pozwalają dostrzec naszą siłę, mocne strony i dzięki nim umiemy cieszyć się dobrymi chwilami. Świat był i będzie pełny złych ludzi, spotykamy ich na swej drodze, czy tego chcemy czy też nie, od nas zależy jednak czy z tych spotkań wyciągniemy odpowiednią lekcję. A co najważniejsze, należy pamiętać o tym co złe, by ewentualnych błędów nie popełniać w przyszłości, ale jednocześnie zostawić przeszłość za sobą. Żyć tu i teraz, bo przyszłość zależy tylko od nas, bez względu na to, co zostawiamy za sobą… Mam nadzieję, że właśnie tej trudnej sztuki uda mi się nauczyć moje dzieci. By w tym pięknym, ale i strasznym świecie, którym przyszło nam żyć, potrafiły umiejętnie manewrować, skutecznie omijając złe doświadczenia. Ale jednocześnie umieć ze swych niepowodzeń podnosić się, a z wszelakich bolesnych doświadczeń czerpać wiedzę garściami. Nigdy nie szukać wymówek, zaś zawsze szukać sposobu. I iść do przodu, spełniać marzenia, kochać i być szczęśliwym…