Po raz pierwszy w tym tygodniu spałam rano tak twardo, że nawet nie słyszałam kiedy mój mąż wstał i szykował się do pracy. Zawsze słyszę, bo przecież kiedy cały dom śpi i człowiek stara się być cicho, coś musi pójść nie tak. Szafka co z zasady ma nie trzaskać, zamknie się wyjątkowo mocno, łyżeczka z rąk się wyślizgnie dzwoniąc o gres, albo wejdzie się na wózek/krzesło/zabawkę/cokolwiek innego, mimowolnie wydając z siebie głośne ‘ałaaa’. A sen matki jest, zwłaszcza nad ranem, wyjątkowo delikatny, bo choć powieki wciąż zamknięte, uszy nasłuchują najdrobniejszych szelestów. Jednak nie dzisiaj…