Wróciliśmy bowiem w pewne miejsce, które tak się złożyło odkryliśmy podczas spontanicznej wyprawy rok temu. Zbliżony dzień i godzina sprawiły, że poczułam się dokładnie tak samo… Ale minął rok!
Tyle się zmieniło… W naszym życiu, oczywiście. Wtedy brzuchata, w 39 tygodniu ciąży, namówiłam wreszcie Tatusia na wypad za miasto, by sfotografować owe dodatkowe kilogramy. Choć wtedy nie czułam się wcale fotogeniczna i najchętniej schowałabym się w domu do czasu rozwiązania. Wiedziałam jednak, że to ostatni moment, i że jak go nie wykorzystam, będę później żałować. I rzeczywiście… Zdjęcia wtedy zrobione z łezką w oku oglądałam już z dwutygodniową Dzidziulką na rękach.
Dziś powróciliśmy w to wyjątkowe miejsce z nieco innego powodu. Dzidziulka ma bowiem pewną obsesję. My wcale z nią nie walczymy. A może powinniśmy hehe…
Otóż Dzidziulka nasza ma bzika na punkcie wiatraków. Naprawdę. Wielkiego bzika. Wiatraków w domu ma różnych z sześć. Siedem, jeśli liczyć ten, który nas chłodzi w upalne dni. Bo mimo, że Dzidziulka się nim nie bawi, frajdę wielką jej przynosi samym faktem, że jest. No a radość jeszcze większa, jeśli się kręci. Zaś już szczęście niepojęte, jeśli stoi i kręci się w Dzidziulkowym pokoju.
I z tego właśnie powodu, wybraliśmy się w pole…
Bo stoi tam… wiatrak, który oczywiście zrobił na Dzidziulce mega wrażenie.
I Mama Dzidziulki w 39tc 🙂
Dzidziulka:
sweter, spodnie – h&m
body – gap
buty – auchan
opaska – kupiona u chińczyka 😉
body – gap
buty – auchan
opaska – kupiona u chińczyka 😉
coraz piekniejsze zdjecia 😉
Dziękuję! 🙂