przedszkole – zło ostateczne? 18


Gdy zapadła decyzja o dziecku, wiedziałam, że zostanę w domu. Że niania czy żłobek nie wchodzi w grę. Że poświęcę te kilka lat swojego życia by być tu i teraz, dla tej maleńkiej istotki, zawsze obok…
To nie była łatwa decyzja. A już na pewno nie tak wyobrażałam sobie swoje życie, jeszcze kilka miesięcy wcześniej. Narzeczony doskonale wiedział, że chcę ‘robić karierę’. Że żaden macierzyński nie wchodzi w grę. Że nawet kiedy urodzę to pędem wracam do pracy, najlepiej prosto z porodówki. Że to on będzie tym, który z dzieckiem zostanie. Śmiejecie się? Wcale się nie dziwię… Życie potoczyło się tak, a nie inaczej i chyba lepszego scenariusza nie mogło nam dać. Kiedy na świat przyszła Dzidziulka, nawet z Tatą sam na sam jej nie zostawiałam. No, po prostu nie. Ze skrajności w skrajność popadłam… O przedszkolu w związku z tym nawet nie myślałam. Tym bardziej, kiedy na świat przyszedł młodszy brat. Skoro będę w domu z nim, równie dobrze możemy być we trójkę, proste. Ale Dzidziulka coraz częściej mówiła o przedszkolu. Prosiła, by ją zaprowadzić. Ciągnie ją do tego miejsca, które mamy praktycznie na wyciągnięcie ręki. Widzi przez swoje okno bawiące się dzieci, słyszy ich głośny śmiech. Czy mogłam spodziewać się czegoś innego? Na spacerze za każdym razem ciągnęła mnie w stronę przedszkola. Pewnego popołudnia, nie udało mi się jej przegadać. Pyta i pyta, jak można się tam dostać. Tłumaczę, że zamknięte, pokazuję bramkę. Ona jednak się nie poddaje. Wymyśla, że wystarczy wziąć trampolinę, przeskoczyć ogrodzenie i znajdziemy się w środku. Rozbawiła mnie tym pomysłem na tyle, że rzeczywiście zaczęłam zastanawiać się nad wysłaniem jej do przedszkola. Moje serce krzyczało, przestań, jest Wam tak dobrze razem, po co to przedszkole. Rozum przekonywał, że przecież przedszkole to przede wszystkim rówieśnicy. Kontakty międzyludzkie, które są równie ważne, jak te domowe. Że przedszkole to prawdziwy test samodzielności, ale i kilka ładnych godzin zabawy. Mimo toczącej się w moim wnętrzu wojny, postanowiliśmy spróbować. Chyba nie muszę nawet mówić, jak podekscytowana Dzidziulka ruszyła złożyć dokumenty. Przez moment nawet pomyślałam, że w takim razie i ja będę miała więcej czasu dla siebie. Że marzenia tak odkładane zacznę wreszcie spełniać. Wszystko zaczęło się układać, jak puzzle, tworząc całkiem fajny obraz. I wszystko po to, by pewnego dnia puzzle rozsypały się w drobny mak. Wróciłam ze łzami w oczach, kiedy musiałam powiedzieć Dzidziulce, że do przedszkola jednak nie pójdzie, a ona wygięła swe usta ku dołowi, oczka takie smutne, szklane patrzyły na mnie, jakby z nadzieją, że zaraz zmienię zdanie. Kilka ładnych dni żyliśmy tym smutkiem, zanim otrzymaliśmy telefon z radosną nowiną. Ale największą radość oglądaliśmy na buzi tej małej niespełna trzylatki, która aż tryska energią, gotowa, by poznawać świat i zbierać nowe doświadczenia.

Dopiero wówczas, kiedy przeżyłam to wszystko, zaczęłam się zastanawiać, dlaczego tak często patrzymy na przedszkole, jak na zło ostateczne? Matki dzielimy na te ‘niedobre’ co się dzieci z domu pozbywają, zwalając na przedszkole całe trudy wychowania i te, które nawet jeśli ‘dobre’, pod murem stoją i dziecko muszą oddać do przedszkola, by zachować etat. A na całą sytuację spojrzeć należałoby oczami dziecka, bo o nie przecież w tym wszystkim chodzi i jego zdanie powinno być najważniejsze.
Oczywiście to czas zweryfikuje, czy ta decyzja była tą właściwą. Na razie w mojej głowie kłębią się różne myśli, jednak staram się skupiać na tych pozytywnych, które zapewne widzi Dzidziulka. Przedszkole przede wszystkim pozwoli jej na chwilę wyrwać się z domowej rutyny. Bo choć staję na rzęsach, by zapewniać jej atrakcje, nie jestem w stanie dać jej w domu tego, co oferuje przedszkole – grupę rówieśników. To nie tylko cała banda potencjalnych towarzyszy do zabawy. Przedszkole to prawdziwy test samodzielności. Nauka rozwiązywania konfliktów, ćwiczenia zdolności negocjacyjnych, ale i asertywności, cierpliwości, pokory. Codzienne obcowanie z grupą dzieci, da jej poczucie bycia częścią czegoś większego, niż rodzina. Do tego grupa taneczna, teatrzyk, które pozwolą rozwinąć skrzydła jej artystycznej duszyczce. Pozostaje temat jesiennych przeziębień, ale ten z kolei mam nadzieję, z czynnym udziałem Omegamed, uda nam się ominąć.

A jak to wygląda u Was? Czy Wasze dzieciaki uczęszczają do przedszkola? Chodzą bo chcą czy dlatego, że muszą? Czy w Waszych oczach przedszkole to zło ostateczne? Czekam na Wasze komentarze!

koszula – sh/ spodnie – lewis/ kurtka – gap/ buty – cherokee/ czapka – h&m/ spinka – TU

Leave a Reply

18 komentarzy do “przedszkole – zło ostateczne?

  • Zwykła Matka

    Zacznę od tego, że napatrzeć sie na ta Twoja córcię nie mogę, taka śliczna!!! Ja byłam matką, która chciała "nacieszyć sie" córką w domu, zwłaszcza jak się dowiedziałam, że na drugie dziecko nie mogę liczyć…..Cóż, życie! Mała została ze mną w domu aż s kończyła 5lat….decyzję o pójściu do przedszkola odkładałam nie tylko ze względu na swoje emocje, ale tez na finanse, gdyz przedszkole które mamy obok jest prywatne a do publicznego jest nie po drodze i nie ma zbyt dobrej opini! Teraz córka kończy przedszkole i we wrześniu 1klasa….jest zakochana w przedszkolu! Wszyscy myśleli, że z racji jej późnego startu będą kłopoty adaptacyjne a tymczasem to ja miałam problemy ze sobą 🙂 Teraz na pytanie czy chce być ze mna w domu w wakacje czy nadal chodzić do przedszkola (bo ma taką możliwość), można tylko się domyślić jaką decyzję podjęła 🙂

  • jej cały świat

    Maja zaczęła przygodę z przedszkolem od marca (miała niecałe 2,5 roku) i mimo paru gorszych dni, które tak naprawdę mogę zliczyć na palcach jednej dłoni na chwilę obecną jest zachwycona i chodzi z radością. Najgorsze właśnie te choroby, które trochę nam dokuczały na samym początku, ale ostatnio tfu tfu nas omijają. Oby tak dalej! Myślę, że przedszkole to słuszna decyzja, ja nigdy nie patrzałam na to jako na zło ostateczne 😉

  • Mama Pana Adama

    Ja jeszcze na studiach gdzieś przeczytałam, że o ile żłobek nie jest dobrą instutuacją, bo dziecko do około 2-2,5 roku najlepiej czuje się w znanym sobie miejscu, jakim jest dom rodzinny, a relacje z rówieśnikami nie są tak ważne jak bliskość mamy czy babci, o tyle w przypadku przedszkola to już inna sprawa. Kształtowanie relacji z rówieśnikami staje się w tym wieku bardzo ważne. I nawet jeśli mama nie pracuje zaleca się by chociaż 2 razy w tygodniu dziecię zaprowadzać do innych pociech.

    A u Was? Tylko się cieszyć, że tak lgnie do świata!! Brawo!!

    • dzidziulkowo

      My chodziliśmy raz w tygodniu na takie zajęcia do biblioteki, dla maluchów nieuczęszczających do przedszkoli, ale godzina w tygodniu okazała się niewystarczająca 😉 Może to lepiej, że lgnie do świata… ale łezka się kręci 😉

  • Ona Jedna a Ich Dwóch

    Kurczę! No u mnie ten sam problem. Adaś lubi rówieśników, a w domu tylko ze mną, aż do 17 póki Tata nie wróci z pracy. Zastanawiam się ciągle nad posłaniem Go do żłobka na 3-4h kilka razy w tyg. Miałam to uczynić na wiosnę, ale jak widać wiosna minęła… zaraz wakacje, a ja ciągle nie jestem zdecydowana 🙂 Mówię ciągle "ja" bo małż jest zdania, że nigdzie nie będzie Adasiowi tak dobrze jak przy mnie – to jasne! Ale przecież do zdrowego rozwoju spotkania z dziećmi Mu się przydadzą.
    Ciężki orzech do zgryzienia 😉

    • dzidziulkowo

      My chodziliśmy na zajęcia dla maluchów, może powinnaś rozejrzeć się za czymś takim. W naszym mieście akurat zajęcia organizuje biblioteka, są darmowe, a mama na wyciągnięcie ręki. Taka fajnie zagospodarowana godzinka w tygodniu z grupką rówieśników 🙂

  • Anna Tygrysiaki

    Moje dzieci chodzą, bo chcą. Codziennie rano wstają radosne i pełne energii na hasło: "idziemy do przedszkola". Myślę, że mają tam to czego nie mają w domu – grupę rówieśników, inne jedzenie, nowe zabawy i stałą uwagę opiekunek. A w domu wiadomo, mama sprząta, gotuje obiad albo robi zakupy i nie ma czasu na ciągłą zabawę 😉

  • Karolina Murawska

    Antek od września też rusza do przedszkola 😉
    Póki co jest nastawiony pozytywnie i najchętniej to już by poszedł bo mówi,że chce się uczyć i bawić z dziećmi. 😉
    Patrząc na niego i słuchając tego,to wiem kto będzie płakał 1 września i na pewno nie będzie to On…
    Buziaki dla Was!

  • Monika-J

    Ja posyłam córkę (obecnie 2 i pół roku) do przedszkola. Nie pracuję, mam też 4 miesięcznego synka. Uważam, że niedostatecznie wspieram rozwój mojej córki i wiem, że w przedszkolu zrobią to 100 razy lepiej. Owszem kocham ją nad życie, ale nie bawię się bardzo często, nie dostarczam jej tyle bodźców ile potrzebuje. No i przyda się jej kontakt z rówieśnikami. Gdy byłyśmy na dniach otwartych w przedszkolu to nie chciała zniego wyjść. Był płacz, krzyki … także wiem, że będzie jej się podobało. To ja bede bardziej zestresowana niż ona 😀