Nie ma to jak MomMe…


IMG_1436blog

Pamiętasz TEN wpis? Pisałam w nim o wyjątkowej marce, która jako jedyna na rynku, skład swoich kosmetyków napisała wielkimi literami! Nie maczkiem, gdzieś z boku, skrótami i oznaczeniami, których większość ludzi niezwiązanych z branżą kosmetyczną nie rozumie, tak, że tylko z lupą i encyklopedią pod ręką możesz rzeczywiście dowiedzieć się, co kupiłeś. Firma, która powstała z wielkiej, bezinteresownej, czystej miłości, o której istnieniu przekonujemy się dopiero, kiedy w życiu pojawia się dziecko. Jeśli jesteś rodzicem to na pewno wiesz, jak ważna jest pielęgnacja. Delikatne ciałko, które głaszczesz codziennie, całujesz i tulisz, które darzysz ogromem uczuć, o jakich nawet Ci się nie śniło, potrzebuje wyjątkowego traktowania. Ale nie będę Ci tego mówić, bo to już nie raz słyszałeś/czytałeś. Albo nawet wiesz z doświadczenia, jak wiele problemów czeka na Ciebie przy, z pozoru tylko, prostej pielęgnacji. W dzisiejszym, naładowanym “chemią” świecie, ciężko o dobre produkty, które w zgodzie z naturą będą troszczyły się na skórę dziecka – Twojego największego skarbu. Powiem za to o marce, dzięki której wszystko staje się prostsze… o wiele prostsze!

IMG_1452blog

BLOGIMG_8459

MomMe to marka, która od razu podbiła serca Mam. Już jakiś czas temu słyszałam o niej, ale z uwagi na zapasy kosmetyczne, które mamy, nie miałam okazji stanąć w sklepie, chociażby w Rossmannie, by na żywo zobaczyć o co tyle hałasu. I pewnie wciąż nie wiedziałabym ile mnie omija, gdyby nie fakt, że pewnego wieczoru wypełniłam ankietę, by zostać Ambasadorem i na własnej skórze poznać naturalną siłę MomMe. Cieszyłam się jak dziecko, kiedy otrzymałam telefon od dziewczyn z dobrą nowiną, przebierałam nogami, wypatrując przesyłki, ale chyba sama nie do końca wierzyłam w słowa wyczytane u innych blogerek. ‘Dobra, zobaczymy co potrafisz MomMe’ mówiłam pod nosem. Głównie dlatego, że od wielu miesięcy walczyliśmy z miejscowymi “suchotkami”, stosowaliśmy wiele różnych kosmetyków i nawet jeśli któreś działały to tylko chwilowo, bo wysuszone, zaczerwienione plamki wciąż powracały…

IMG_1443blog

IMG_1441blog

Być może śmiejesz się pod nosem, a problem suchej skóry wydaje Ci się błahostką. Musisz jednak wiedzieć, że dla wielu mam taka plamka, która za cholerę nie chce się wyleczyć, to duży stres i to z masy powodów. Przerabialiśmy ten problem z Dzidziulką, więc kiedy zobaczyłam, poczułam pod opuszkiem palca właściwie, pierwszą suchą plamę na delikatnym ciałku maleńkiego Domisia, nie stresowałam się tak, jak dwa lata wcześniej. Westchnęłam tylko rozkładając na chwilę ręce i…  zaczęłam działać, wyciągając z koszyka wszystkie możliwe kremy/maści natłuszczające. Denerwować zaczęłam się dopiero po kilku miesiącach, kiedy okazało się, że poprawa jest krótkotrwała i ta nierówna walka zaczęła być męcząca. Kiedy otrzymałam wspomniany już telefon od MomMe, odetchnęłam z ulgą. Bo dwa dni wcześniej ubierając rano Dzidziulkę zobaczyłam na jej nadgarstku czerwoną suchą plamę. Tak wielką, tak brzydką, że się przeraziłam i wściekłam jednocześnie na Tatę, który ją kąpał, że nic o tym nie wspomniał wieczorem, a przecież taka zmiana wymaga natychmiastowej reakcji. Okazało się, że on był równie zaskoczony, bo jeszcze kilka godzin temu jej rączki były w porządku. Już wiesz, dlaczego przebierałam nogami, dlaczego cieszyłam się jak dziecko? Ta współpraca dała mi nadzieję. Nadzieję na spokój, na zażegnanie niekończącego się problemu…

BLOGIMG_8454

IMG_1499blog

IMG_1504blog

Pierwsze wrażenie, podobno takie ważne, było bardzo pozytywne. Fajne, ciekawe opakowanie, które zdecydowanie przykuwa uwagę. Minimalistyczne, a jednocześnie bogate, bo na tyci kawałku papieru, i rysunek – kolorowana dla dziecka i zabawny, rymowany wierszyk, a dodatkowo czytanka dla rodzica o kosmetykach marki MomMe, zarówno o tym, który właśnie trafił w Twoje ręce, jak i pozostałych z serii. Śliczna kokardka i zielona zawieszka ze znaczkiem ptaszka informującego o całkowicie naturalnym składzie uzupełniają w całości temat opakowania właściwie tak, że nawet nie mam się do czego przyczepić. I wtedy pojawiły się te przysłowiowe schody… Bo przecież bycie ambasadorką to nie tylko zachwyty. Trzeba wyszukać wady, trzeba spojrzeć na to okiem bardzo krytycznym, by rzeczywiście skorzystać z danego przywileju realnego kreowania, ulepszania produktów, byś Ty, jako klient był zachwycony. ‘W co ja się wpakowałam’ myślałam w duchu, ale wtedy nie wiedziałam jeszcze co przygotował dla nas los…

BLOGIMG_8467

BLOGIMG_8474

Zwlekałam z pisaniem tej recenzji długo, bo miałam bardzo mieszane uczucia, zwątpiłam w siebie, nawet pokłóciłam się z mężem, ale od początku… Zacznę od tego, że dostaliśmy trzy różne produkty dobrane do naszych potrzeb: Kojący krem na pupę, Odżywczą śmietankę do kąpieli oraz Puszysty krem łagodzący. I jeszcze kilka próbek Aksamitnej oliwki pielęgnacyjnej

Najwięcej kontrowersji w naszym domu wzbudziła Odżywcza śmietanka do kąpieli, doprowadzając nawet do wymiany zdań, godnej otrzymania miana kłótni. Odżywcza śmietanka do kąpieli łagodnie myje, regeneruje, natłuszcza. Stworzona według naturalnej receptury, hipoalergiczna emulsja myjąca dla dzieci i niemowląt. Bezzapachowa, pozbawiona alergenów, polecana także dla skóry wrażliwej, suchej i atopowej. Zawiera łagodne, roślinne substancje myjące, pozyskiwany z cykorii prebiotyk oraz szereg składników o działaniu odżywczym , nawilżającym i łagodzącym. Ponad 40% składu stanowią najwyższej jakości naturalne oleje: słonecznikowy, arbuzowy, babassu, makadamia i ze słodkich migdałów. Śmietanka delikatnie myje, natłuszcza i wspomaga odbudowę płaszcza hydrolipidowego skóry, stając się wyjątkową, ekologiczną alternatywą dla parafinowych emulsji natłuszczających. Zawiera aż 11 wyjątkowych składników aktywnych z certyfikatem naturalności, o których pisałam tutaj.

Po pierwszym użyciu byłam w szoku. Skóra dzieci była niesamowicie miękka. Tak aksamitna, tak cudna w dotyku, nawet nie wiem do czego można by ją porównać. Po jednym użyciu! Chciałam biec do sklepu i kupić wszystkie możliwe kosmetyki, a mąż pukał się w czoło, mocno obawiając się o moje zdrowie psychiczne oraz domowy budżet. Podejrzewam, że jednak o to drugie, ale niech będzie że nie tylko dlatego. Potem okazało się natomiast, że żadne inne kosmetyki nie są zupełnie potrzebne. Skóra po kąpieli w odżywczej śmietance była tak świetnej kondycji, że nie potrzebowała żadnych dodatkowych oliwek, kremów itp. Jak się łatwo domyślić, wówczas ucieszyłam się, że jednak mąż sprowadził mnie na ziemię i nie wykupiłam połowy Rossmanna. I kiedy już zakochałam się w tej śmietanec… bach! Scena niemalże jak w komedii romantycznej, kiedy zakochani są szczęśliwi, film powoli dobiega końca, a tu spada na ich związek jakieś nieszczęście, rozbijając szczęście na milion kawałków… Bo w naszym domu rytuał kąpielowy należy do Taty. Ot taka chwila tylko dla niego i dzieci, cementująca ich wyjątkowe relacje (no dobra, dobra i chwila oddechu dla mnie). On więc stał się pierwszym relacjonującym wrażenia testerem. I kiedy ja dotykałam nasze malutkie ciałka, nie mogąc nacieszyć się niesamowitym działaniem śmietanki, przekonana, że ten produkt na stałe trafił właśnie do naszego życia, on mi mówi, że to słabe, bo niewydajne. Bo na opakowaniu napisane niewielką ilość, a w nawiasie podane ok 10-15 ml, więc ten mózg inżyniera, co oko lepsze od wagi, nakładał po 15 ml na skórę jednego dziecka, a potem zużywał kolejne 15 ml na drugie dziecko, szybko przeliczając, że 150 ml śmietanki nawet nie ma szans by starczyło na miesiąc, nawet na pół miesiąca, a przecież ten kosmetyk kosztuje prawie cztery dychy. Przez chwilę poczułam, że happy end jest czymś nieosiągalnym, a potem… sama wzięłam się za testy.

I wtedy MomMe otrzymało kolejny plus. Oprócz tego, że okazało się oczywiście, że wystarczy naprawdę niewielka ilość, zdecydowanie mniej niż 15 ml, by umyć małe Dzidziulkowe ciałka, mogłam odetchnąć – miałam wtedy pierwszą uwagę, trzeba poprawić te idealne opakowania. Mogłam odetchnąć, bo to oznaczało, że MomMe nigdzie się nie wyprowadza i będzie mieszkać w naszej łazience jeszcze długo. I co równie ważne – mogłam docenić moją drugą połówkę. Bo te cementujące wyjątkowe relacje chwile w łazience tylko dla niego z dwójką dzieci, to masa śmiechu, ale i równie dużo pracy. Wykąpać rozbrykanych maluchów to ciężkie zadanie, chwilami nawet powiedziałabym przerastające mnie, jednak zwalę to na totalny brak doświadczenia. O śmietance mogę powiedzieć tyle, że ma fajną konsystencję, przyjemną, łatwo rozprowadzającą się. Ma szeroką tubę, na której stawialiśmy ją na wannie. I jedyne, czego się dopatrzyłam to to, że konsystencja jednak mogłaby być gęstsza, bo powoli śmietanka wycieka nam z opakowania, ciągle brudząc zamknięcie. Ale nie mam pewności, czy Dzidziulki nie zalewały nam jej zbyt mocno, odgrywając w wannie w sceny  z Titanica.

IMG_1459blog

IMG_1495blog

BLOGIMG_8417

IMG_1476blog

Puszysty krem łagodzący to hipoalergiczny, ratunkowy krem łagodzący dla dzieci i niemowląt. To delikatny krem do pielęgnacji skóry twarzy, ciała a także okolic pieluszkowych. Intensywnie nawilża, regeneruje oraz wzmacnia mechanizmy obronne. Bezzapachowy, stworzony według naturalnej receptury, w swoim składzie zawiera aż 14 aktywnych składników z certyfikatem naturalności. Zawiera między innymi: odżywcze i łagodzące oleje , nawilżająco – kojące mleczko z migdałów ziemnych, kompleks wzmacniających naskórek lipidów, antybakteryjny bisabolol, ochronny tlenek cynku, i naturlaną wizaminę E. Wzbogacony w prebiotyk, pobudza rozwój zdrowej flory bakteryjnej skóry, wzmacniając jej odporność na czynniki drażniące.

Stosowaliśmy go na nasze ‘suchotki’. Na pierwszy ogień poszły nadgarstki Dzidziulki. Być może kąpiel w śmietance miała w tym swój udział, bo ogromne, czerwone plamy, w dotyku przypominające ostrą tarkę, zniknęły już po kilku zastosowaniach. Co ważniejsze nie powróciły! Tfu, Tfu! Ooo przepraszam, jeśli Cię oplułam, ale wiesz, wolę dmuchać na zimne. Krem jest lekki, jak chmurka, którą ma narysowaną na opakowaniu. Ma idealną konsystencję, łatwo się rozprowadza i szybko się wchłania. Pozostawia skórę miłą w dotyku, nie tłustą, a to ważne dla naszej Dzidziulki, która po ‘smarowaniu’ czuje się lepiąca i brudna, więc pędzi od razu pod kran. Krem okazał się mega wydajny, więc tu duży plus. Rzeczywiście stał się naszym kremem ratunkowym, w dodatku bardzo skutecznym.

IMG_1501blog

IMG_1478blog

Krem kojący pupę uratował nie tylko te Dzidziulkowe. Kilka razy ratował z opresji naszych gości i ich małe, odparzone pupcie. MomMe poddane zostało nieprzewidywalnej próbie, którą oczywiście zdało na piątkę z plusem. Podczas testowania kosmetyków przechodziliśmy jelitówkę oraz walczyliśmy z biegunką po antybiotykoterapii. W tym momencie zrozumie mnie tylko rodzic, który przeszedł tą drogą i wie, ile krzywdy delikatnemu ciałku może zrobić kilkudniowa biegunka. Przechodziliśmy przez to wcześniej, skończyło się robioną na receptę maścią ze sterydami. Tym razem nawet nie odczuliśmy, że dokucza bieunka. W sensie Dzidziulkowe cztery literki nie odczuły, bo nasze nosy już tak i paczka pampersów, która zniknęła szybciej niż się pojawia. To chyba najlepszy dowód siły natury, o której mówi MomMe.

W paczce od Momme otrzymaliśmy próbki Aksamitnej oliwki pielęgnacyjnej. To niezwykła, hipoalergiczna oliwka dla dzieci i niemowląt w formie delikatnego żelu. Jest lekka i dobrze się wchłania, pozwala skórze oddychać. Stworzona według naturalnej receptury, swoją praktyczną konsystencję zawdzięcza innowacyjnej substancji pozyskiwanej z manioku. Najwyższej jakości oleje i składniki aktywne gwarantują szerokie spektrum działania oraz intensywną pielęgnację nawet bardzo suchej i wrażliwej skóry. Bazę oliwki stanowią certyfikowane oleje: sezamowy, słonecznikowy, arbuzowy, babassu, makadamia, ze słodkich migdałów i z pestek winogron. Dostarczają one skórze cennych kwasów tłuszczowych, witamin, minerałów i antyutleniaczy. Działają odżywczo i łagodząco, zapewniają optymalne natłuszczenie i nawilżenie. Oliwka została wzbogacona regenerującą witaminą E, łagodzącym bisabololem oraz roślinnym kompleksem biolipidów, który uzupełnia braki w barierze ochronnej naskórka. Może być stosowana do krótkiego masażu lub codziennej pielęgnacji skóry całego ciała, a także włosów i głowy (zapobieganie ciemieniusze). Jako, że dzieciaki nie miały potrzeby dodatkowego nawilżania postanowiłam wypróbować ją na swojej suchej skórze. Żelowa konsystencja początkowo nie wzbudziła euforii, bo sprawiała wrażenie mazi, szybko w głowie wyobraźnia zrobiła swoje, stawiając obraz mnie nasmarowanej tłustym masłem, całej lepkiej. Jednak kiedy dotknęłam jej, poczułam jej aksamitność, poczułam się zawstydzona swoimi wcześniejszymi myślami. Oliwkę namiętnie używałam będąc w ciąży. I choć uczucie tłustej skóry, która nie może oddychać, brudzącej ubrania i wszystko, czego się dotknęłam, było bardzo uciążliwe, strach przed rozstępami ostatecznie wygrywał. Aksamitna oliwka pielęgnacyjna od MomMe wchłania się błyskawicznie. Natłuszcza, wygładza, nawilża, pozostawiając skórę nieobciążoną, nielepką. A to wszystko dzięki aż 11 aktywnym składnikom z certyfikatem naturalności.

IMG_1485blog

IMG_1483blog

Ostatnie trzy miesiące, podczas których byłam ambasadorką marki MomMe stało się czymś więcej niż testowaniem kosmetyków. Okazało się przygodą zmieniającą życie. Choć brzmi to wyniośle, tak właśnie to wyglądało. Dzięki tej wewnętrznej iskierce, która podpowiedziała mi, że wypełnienie zgłoszenia to tylko chwila, która nic nie kosztuje, pozbyłam się problemu, który spędzał sen z powiek, ale i rujnował portfel, w poszukiwaniu rozwiązania. MomMe rozwiązało nasz problem suchych plamek. Pozwoliło ponadto docenić drugą połówkę, bo jak się okazuje, nie zawsze potrafimy spojrzeć na nią z odpowiedniej perspektywy. Nauczyło mnie świadomego kupowania. Nie daję się zwieść producentom i ich chwytom marketingowym. Czytam składy, poszukując naturalnych rozwiązań. Szukam informacji i kształcę się, by być klientem świadomym, mądrym, nie dającym się naciągnąć czy nabić w butelkę. Już wiem, że siłą tkwi w naturze.

Jeśli chcecie z bliska zobaczyć MomMe zapraszam Was tutaj i tutaj i jeszcze tutaj. Dzidziulki nie do końca dały zrobić zdjęcie produktów, zafascynowane opakowaniami, wciąż odwracały obrazkami do siebie. Liczę więc na to, że pozostała część zdjęć, te z naszych wieczornych rytuałów, powiedzą więcej niż słowa…

Leave a Reply