“Ciąża to nie choroba”. Ile razy słyszałyście to zdanie? Ile razy je wypowiedziałyście?
Ja powtarzałam je miliony razy przez całe swoje życie. Być może dlatego życie postanowiło mnie kopnąć mocno, bym dłużej tak nie mówiła 😉
Stan błogosławiony w moim przypadku bardzo długo nie miał z błogosławieństwem wspólnego nic a nic.
Stan błogosławiony w moim przypadku bardzo długo nie miał z błogosławieństwem wspólnego nic a nic.
Gdy tylko upragniony test pokazał drugą bladą kreskę bałam się cieszyć.
Po wcześniejszych doświadczeniach wiedziałam, że może być za wcześnie na radość.
Nawet tydzień nie minął, gdy wylądowałam na pogotowiu. Zostałam uziemiona w szpitalnym łóżku, przerażona, nie wiedząc co będzie dalej…
Po wcześniejszych doświadczeniach wiedziałam, że może być za wcześnie na radość.
Nawet tydzień nie minął, gdy wylądowałam na pogotowiu. Zostałam uziemiona w szpitalnym łóżku, przerażona, nie wiedząc co będzie dalej…
Szpitalne łóżko na szczęście udało mi się opuścić. Z długą receptą i mnóstwem zakazów, nakazów. Gotowa byłam jednak na wszystko, gdyż zbliżały się Święta Bożego Narodzenia, a wizja spędzenia ich w murach szpitala przerażała.
I tak zostałam skazana na kilka miesięcy by… odpoczywać.
A to nie było łatwe.
Niby pamiętałam ten jakże błogosławiony stan,
ale zmylona słowami cioć dobrych rad, jak to każda ciąża jest inna, uwierzyłam, że tym razem będzie lepiej.
Silly me!!!
Rzeczywiście każda ciąża jest inna. Tym razem jednak jest… gorzej.
Oczywiście wiedziałam, że za drugim razem nie będzie kolorowo.
Nie będę spać do południa. Nie będzie sztab ludzi chuchał i dmuchał, obiadki pod nos podstawiał.
Mimo to zapragnęłam błogosławione 9 miesięcy powtórzyć.
A teraz walczę…
Ze swoim ciałem, ze swoimi słabościami. Hormony całkowicie przejęły kontrolę.
Ja od wielu tygodni jestem tylko ciałem, które wykonuje to, co każą. Jem to, co zechcą, w innym przypadku przez gardło nie przejdzie.
Kłaniam się w pas kibelkowi na każde ich zawołanie.
Za pierwszym razem też nie było lekko.
Nudności i wymioty dawały mocno w kość przez długie piętnaście tygodni.
Moje “poranne” nudności zaczynały się około godziny dwunastej i trwały do późnych godzin wieczornych.
Tym razem jest inaczej. Nudności towarzyszą mi 24/7.
Teraz zaś oprócz złapania oddechu przed kolejnym ukłonem muszę znaleźć ułamek sekundy,
by swój najpiękniejszy uśmiech posłać w Dzidziulki stronę.
Bo córcia zatroskana o mamę się martwi.
Od tylu tygodni każdy dzień to walka.
Uśmiecham się szeroko, czytając bajkę o żabie, choć w głowie wszystko wiruje.
Całe szczęście znam ją na pamięć, nie muszę więc widzieć literek.
Układam setną wieżę z klocków, piję którąś z rzędu herbatkę z misiami, oddychając głęboko,
powstrzymując ze wszystkich sił to, co nieuniknione.
A wieczorem, kiedy już doczłapię się do łóżka ostatkiem sił, choć dopiero dziewiętnasta trzydzieści, znowu walczę… z sumieniem.
Że może mogłam lepiej, bardziej…
I tak zostałam skazana na kilka miesięcy by… odpoczywać.
A to nie było łatwe.
Niby pamiętałam ten jakże błogosławiony stan,
ale zmylona słowami cioć dobrych rad, jak to każda ciąża jest inna, uwierzyłam, że tym razem będzie lepiej.
Silly me!!!
Rzeczywiście każda ciąża jest inna. Tym razem jednak jest… gorzej.
Oczywiście wiedziałam, że za drugim razem nie będzie kolorowo.
Nie będę spać do południa. Nie będzie sztab ludzi chuchał i dmuchał, obiadki pod nos podstawiał.
Mimo to zapragnęłam błogosławione 9 miesięcy powtórzyć.
A teraz walczę…
Ze swoim ciałem, ze swoimi słabościami. Hormony całkowicie przejęły kontrolę.
Ja od wielu tygodni jestem tylko ciałem, które wykonuje to, co każą. Jem to, co zechcą, w innym przypadku przez gardło nie przejdzie.
Kłaniam się w pas kibelkowi na każde ich zawołanie.
Za pierwszym razem też nie było lekko.
Nudności i wymioty dawały mocno w kość przez długie piętnaście tygodni.
Moje “poranne” nudności zaczynały się około godziny dwunastej i trwały do późnych godzin wieczornych.
Tym razem jest inaczej. Nudności towarzyszą mi 24/7.
Teraz zaś oprócz złapania oddechu przed kolejnym ukłonem muszę znaleźć ułamek sekundy,
by swój najpiękniejszy uśmiech posłać w Dzidziulki stronę.
Bo córcia zatroskana o mamę się martwi.
Od tylu tygodni każdy dzień to walka.
Uśmiecham się szeroko, czytając bajkę o żabie, choć w głowie wszystko wiruje.
Całe szczęście znam ją na pamięć, nie muszę więc widzieć literek.
Układam setną wieżę z klocków, piję którąś z rzędu herbatkę z misiami, oddychając głęboko,
powstrzymując ze wszystkich sił to, co nieuniknione.
A wieczorem, kiedy już doczłapię się do łóżka ostatkiem sił, choć dopiero dziewiętnasta trzydzieści, znowu walczę… z sumieniem.
Że może mogłam lepiej, bardziej…
kurtka – no name
getry – wonder kids
czapka, szalik, rękawice – f&f
buty – zara baby
Asiu, ciąża to świetny czas walki samej ze sobą, uczymy się wytrwałości. Nie raz walczymy ze swoimi słabościami i nie raz mamy dość, ale z własnego doświadczenia wiem, że im jest ciężej tym mocniej się kocha własne dziecko… ja tak własnie miałam i mam pozdrawiam Życzę wytrwałości i trzymam kciuki do rozwiązania:)))
Pięknie powiedziane…
Choć kiedy podnoszę się z podłogi, wyglądając jak panda z rozmazanym tuszem, trzęsąc się cała, a jednocześnie oddychająca z ulgą, że jednak się nie zakrztusiłam, nie określiłabym tej walki jako świetny czas 😉
Wiem jednak, że kiedy te dni miną, szybko o nich zapomnę, a Cudo, które pojawi się na świecie – wynagrodzi każde cierpienie…
dzięki za kciuki, na pewno się przydadzą :*
Biedactwo…. 🙁
Przy drugim dziecku nie jest łatwo, bo musisz być do dyspozycji pierwszego…
Ja , patrząc na Twoje objawy, zarówno przy pierwszej, jak i drugiej ciąży nie miałam żadnych problemów. Z Laurą żadnych mdłości czy wymiotów, a w drugiej tylko mdłości na początku… Teściowa się śmieje, że jestem stworzona do rodzenia dzieci 😉
Życzę Ci, by wszystkie dolegliwości minęły, jak ręką odjął. Ściskam!
Patrząc na Twoje fotki z brzuszkiem, zgadzam się z Twoją teściową 😉
Dziękuję za wsparcie! :*
Przesyłam wirtualne uściski!!!!!! :-* Jesteś baaaardzo dzielna!
Bardzo miło mi czytać takie komentarze! Dziękuję :*
Tak naprawdę, nie mam za wiele do gadania. Mogę to tylko przeżyć…
To naprawde kolorowo nie masz,ale dasz rade:-) przesylam duzo sily i usmiechu pomimo ze sama mam tego malo bo moj syn doprowadza mnie ostatnio do szalu:-| scickam mocno i :-*
Judyta
dziękuję! przyda się na pewno :*
Przy ciąży z Miską nie miałam żadnych problemów, ciężko mi sobie wyobrazić co czujesz, ale życzę Wam dużo zdrowia i siły by słabe momenty pokonać, żebyś mogła czerpać radość z chwil spędzonych z córką 🙂
dziękuję! o dziwo, mam o wiele więcej cierpliwości, a może po prostu brak mi sił, by się denerwować 😉
U mnie w pierwszej ciąży wymioty towarzyszyły AŻ do rozwiązania, teraz zaś ustąpiły wraz z przyjściem II trymestru. Choć zdarzają się poranne nudności to i tak duużo lepiej 🙂
omg! współczuję…