Dzidziulkowe mikołajki i najlepsze cukrowe ciasteczka ever! 1


IMG_0164blog

IMG_0149blog

Kiedy usiadłam wieczorem, żeby nie napisać w nocy, poczułam odchodzące zmęczenie. To mrowienie, które czuje się dopiero, kiedy nogi zostaną uniesione odpowiednio wysoko. Nawet kręgosłup gdzieś tam się odezwał, dając znać, że też tu jest ważny i warto o nim pamiętać, kiedy następnym razem wymyślę sobie tak aktywny weekend. I chociaż jeszcze kilka godzin temu wszędzie panował chaos, ten błysk mieszkania połączony z zapachami dochodzącymi z kuchni, i z tym bólem nóg, którego stojąc nie czujesz, sprawiły, że poczułam… święta. Tak, tak, wiem, że ‘to’ nie jest najważniejsze. Ale mimo wszystko, ja lubię świąteczne przygotowania. To stanie wielogodzinne w kuchni, pichcenie, to ‘nie jedz tego, to na święta’, choć akurat w moim przypadku zawsze mówię, spróbuj, czy dobre wyszło. Lubię ten gwar w naszej małej kuchni i ‘siedzenie sobie na głowach’. I to bieganie po sklepach, by skompletować prezenty, też bardzo lubię. Wiem, że nie one powinny grać pierwsze skrzypce, ale co zrobić, że akurat uwielbiam robić niespodzianki i obdarowywać najbliższych. No tak już mam, że najbardziej lubię sprawiać im radość. Dzięki temu mrowieniu w nogach, temu zabieganiu, temu wszystkiemu jeszcze bardziej doceniam ten wyjątkowy czas, te dwa dni prawdziwego slow life, tak ‘modnego’ ostatnio. Już nie robimy maratonu wyjazdowego po ciotkach, wujkach i kuzynach. Spędzamy w najbliższym rodzinnym gronie czas, wypełniony śmiechem naszych najmniejszych serduszek. Cieszymy się każdego roku na nowo z Bożego Narodzenia, patrzymy na to, co przez ten rok udało się nam osiągnąć, dziękując za wszelkie dobro, które nas spotkało, życzymy sobie i najbliższym jeszcze więcej miłości i ciepła w naszych sercach i domach…

IMG_0038blog

To była bardzo aktywna sobota, którą spędziliśmy niemalże serwując sobie maraton zadaniowy. Jednak oprócz sprzątania, gotowania, i innych przygotowań na rodzinny niedzielny obiad, mieliśmy dodatkowe zadanie, chyba najważniejsze. Jako, że w tym roku zdolności kulinarne naszej Dzidziulki są na dużo wyższym poziomie niż w roku ubiegłym, postanowiłyśmy skusić Mikołaja słodkościami przygotowanymi specjalnie dla niego. No wiecie, żeby mógł coś przekąsić, kiedy wpadnie po list, a może i zostawić jakiś drobiazg w bucie. Tej tradycji nie wyniosłam z domu. Nawet jeśli pisało się list, doskonale wiedziało się, że musi trafić do czerwonej pocztowej skrzynki, bo tak właśnie działa poczta polska. Do Mikołajek nie przywiązywało się jednak tak wielkiej wagi, nawet jeśli coś w bucie siedziało, to najczęściej były to słodkości, choć niekoniecznie w bucie,a gdzieś obok, no bo kto by chciał jeść czekoladę z buta, w którym na co dzień mieszkają skarpety. My tworzymy swoją tradycję. Nie biegniemy na pocztę, bo po list wpada do nas Mikołaj. A skoro wpada, to wypada go czymś poczęstować. A jak już częstować, to czymś własnoręcznie zrobionym, bo kiedy wkładasz w coś serce, lepiej smakuje. A cukrowe ciasteczka z tego przepisu, uwierzcie mi smakują wyśmienicie. Nie podjęłam wyzwania rzuconego przez M, wybierając tylko jedną wersję ciasteczek. Bo choć smakują rewelacyjnie, wymagają czasu i cierpliwości (ciasto trzeba porcjami chłodzić w lodówce, bo jest dosyć lepkie), no ale kto ma jej więcej, niż matka (ha ha :)). Tyci Dzidziulkowe rączki uwielbiają pomagać w kuchni, a tym razem przejmując sporą część obowiązków, odwaliły kawał dobrej roboty. A skoro po ciasteczkach zostały jedynie okruszki, to znaczy, że Mikołajowi również smakowały, zresztą zostawił upominki w Dzidziulkowych butach, a także wiadomość wideo – zadanie wykonane!

Bez nazwy-3c

IMG_0244blog

IMG_0323blog

Bez nazwy-1aa

IMG_0353blog

Postanowiliśmy ponadto zorganizować sobie Mikołajkowy weekend i zabraliśmy dzieciaki na zakupy. Nie byle jakie zakupy, bo do ulubionego sklepu Dzidziulki. Zresztą do tego sklepu, to cała rodzina może iść i każdy znajdzie sobie coś dla siebie. W dodatku to sklep, co to wchodzisz na ‘chwilę’ i zanim się obejrzysz mija godzina, a Ty orientujesz się, że jeszcze nic nie wybrane i zdecydować się łatwo nie będzie, jeśli portfel ukochanego ma nie zbankrutować. Sklep doskonale znany Dzidziulce, bo to tu wypatrzyła swoją pierwszą ulubioną książeczkę (Uwaga! Ten wpis może wywołać uśmiech). Bo to tu uzupełnia swe zapasy naklejek. Tu przy kasach, na wyciągnięcie rączki, praktycznie przy ziemi jest cała masa kolorowych żelek. Tu przecież wypatrzy zawsze gazetę z gratisami i naciągnie Mamusię, która zachodzi na chwilę, zerknąć na pierwszą półkę, z akcesoriami do kuchni czy domu, a przepada na długie kwadranse. Tym razem postawiliśmy na totalne szaleństwo. Dzidziulka patrzyła na nas jak na kosmitów i po kilka razy pytała, czy na pewno może wziąć wszystko, co ma w koszyku. Gotowa na negocjacje i kompromisy, nie mogła się nadziwić, tak dobrodusznym rodzicom, którzy pytali i pytali: ‘i co jeszcze kupimy?’

IMG_0103blog

IMG_0058blog

IMG_0007blog

IMG_0097blog

IMG_0116blog

IMG_0110blog

Bez nazwy-2b

IMG_0022blog

IMG_0161blog

Jesteś ciekawy, co znalazło się w Dzidziulkowym koszyku? Chcesz zobaczyć? Daj znać w komentarzu!


Leave a Reply

Komentarz do “Dzidziulkowe mikołajki i najlepsze cukrowe ciasteczka ever!