Rzadko mam czas, by w ciągu dnia wziąć do ręki telefon i zadzwonić do przyjaciółki. W ogóle rozmowy przez telefon przy dwójce głośnych… wróć, powinnam raczej napisać wesołych, szczęśliwych dzieciaczków bywa kłopotliwe. Zwłaszcza jeśli rozmówca po drugiej stronie nie posiada tego cudu, ciężko mu zrozumieć, że życie matki jest takie… kolorowe. Zastanawiasz się właśnie, jak wygląda Twoja rozmowa przez telefon. Pewnie tak, jak i moja. Co chwilę przerywane zdania okrzykami dzieci, albo komentarzami: ‘ej nie wolno’, ‘zostaw’, ‘daj mu’, ‘stój’, ‘masz’… i tak w nieskończoność. Nie jestem wówczas też dobrym słuchaczem, rozproszona zabawą co chwila nie dosłyszę, co mówi głos w słuchawce, więc ciągle muszę mówić: ‘możesz powtórzyć’, ‘jeszcze raz’… Dlatego rzadko dzwonię. Czuję się głupio, wstyd mi za te okrzyki, nawet jeśli to z czystej radości pieją, zazwyczaj z rozmowy nie wychodzi nic sensownego, zaś następstwem kilku minut z telefonem w ręku, jest wyłącznie napięta atmosfera i frustracja, zarówno dzieci, jak i moja.
Czasem jednak znajdę tę chwilę, zazwyczaj kiedy dzieci pójdą na drzemkę. Zamiast od razu biec do zaległości, do komputera, do prania, do obiadu, siadam z kawą i wybieram numer telefonu. Tym razem zadanie było trudniejsze, albowiem po drugiej stronie stanął rozmówca, który znajduje się w podobnej sytuacji. Z pozoru wydawać by się mogło, że to lepiej – nikt nie zrozumie tak, jak osoba, która doskonale zna nasze położenie. Trzeba jednak wiele zbiegów okoliczności, byśmy obie w tym samym momencie znalazły te kilka minut na rozmowę. Całe szczęście nam się to udaje.
Między naszymi młodszymi dziećmi jest mała różnica wieku, zaledwie kilka miesięcy. To niewiele, a jednocześnie bardzo dużo. Niewiele, w związku z tym mamy mnóstwo wspólnych tematów, problemów do obgadania i rad, które u nas się sprawdziły. Bardzo dużo, jeśli chodzi o etap rozwoju dziecka. Chwilami wydaje się, że wręcz ze trzy, cztery miesiące są niczym przepaść.
Pewnego razu, podczas rozmowy pyta mnie o Domisia. Miałam wtedy trudny dzień. Taki z cyklu świat się wali na głowę, nigdy nie będzie dobrze, wszystko, ale to wszystko mnie przerasta,ręce opadają. ‘On jest taki… absorbujący!’ – wyszło z moich ust, zanim dobrze zastanowiłam się nad określeniem. “Absorbujący? – zaśmiał się zdziwiony nieco głos rozmówczyni – oj Asiu. Teraz to się mówi ciekawy świata, moja droga”. Roześmiałyśmy się… Rzeczywiście tak właśnie zazwyczaj by go opisała. Jednak tego trudnego dnia słowo absorbujący jakoś lepiej pasowało.
Minęły miesiące. Przyzwyczaiłam się już do tej mojej nowej rzeczywistości i bąbla, który nauczył się chodzić, więc teraz woli ćwiczyć akrobatykę, wspinaczkę i tym podobne artystyczne wyczyny. Ponownie los ułożył się w ten idealny moment, byśmy mogły popijając kawę pogadać przez telefon. Dziecko mojej rozmówczyni wyrosło w tym czasie z leżenia w jednym miejscu, a nawet z pełzania w jednym pomieszczeniu, dając swej mamie ostre popisy, często akrobatyczne, a w ich dużym, piętrowym domu, miejsca nie brakuje. “Rety Asia, on jest taki absorbujący!” – żali się w słuchawkę. ‘Kochana, doskonale wiem, o czym mówisz. Pamiętasz, co mi mówiłaś kilka miesięcy temu? Teraz nie mówi się absorbujący, tylko ciekawy świata! Ale nie martw się, za kilka miesięcy wcale nie będzie lepiej, ale da się do tego przyzwyczaić’…
Wiesz, drogi czytelniku, do jakich doszłam wniosków? Że moje drugie dziecko nie jest wcale absorbujące. Jest ciekawe świata właśnie, tylko mój zapał do jego pokazywania nieco przygasł. Obok stoi trzylatka, która już tego świata kawałek widziała i potrafi pobawić się w miejscu kilka minut, a on – roczniak, jeszcze do tego nie dorósł. Musi sprawdzić dwadzieścia razy, czy jak wejdzie i skoczy to za każdym razem upadnie tak samo, albo czy mama zawsze go złapie. Czy tym razem uda wspiąć mu się jeszcze wyżej, pokonać swoje lęki, pobić rekordy. Musi na własne oczy poznać grawitację i wszystkie prawa natury, sprawdzić, doświadczyć, eksperymentować. I musi mieć przy sobie mamę. Bo kto zobaczy, jak on właśnie stanął na najwyższej części oparcia kanapy w dodatku na jednej nodze i będzie dumny, jak nie mama. Kto złapie, jak będzie frunął ze stołu, niczym ptak. Kto utuli zbolały paluszek. Kto? No mama, oczywiście. Jak zatem poradzić sobie z absorbującym dzieckiem? Być przy nim. Po prostu. Pamiętać, że właśnie taka jest rola rodzica. Pamiętać, że to właśnie jest piękne w życiu rodzica. Ten czas, kiedy dziecko niczym gąbka chłonie świat czerpiąc radość z najmniejszej rzeczy. Daj się zaabsorbować. Daj się pochłonąć zabawie. Wspólnie zdobywajcie szczyty. Bo to najpiękniejsze lata, które szybko i bezpowrotnie miną… Nie chcesz tego przegapić, prawda?
To już teraz mniej więcej wiem, czemu niektóre drugie, dorosłe już, dzieci mówią, że byli inaczej traktowani 🙂
Podziwiam. Nie jestem na tyle odważna, żeby myśleć o dziecku. Może to jeszcze nie ten wiek. Przeglądam czasami zdjęcia małych dzieci, uśmiechając się i rozczulając nad macierzyństwem, ale potem przychodzą myśli, że kariera, że na razie nie, długo nie, może nigdy nie…
To decyzja na całe życie, a pracę zawsze można zmienić. Sama nie wiem.
Ale córeczka przepiękna.. 🙂
Oj tak, dzieci potrafią być bardzo absorbujące 🙂
Dziękuję za tekst zmieniający optykę widzenia. Od dziś będę doceniać ciekawość świata moich Piskląt 🙂
Pozdrawiam.
W pełni rozumiem Twoje rozterki i spostrzeżenia. U nas różnica wieku wynosi 3,5 roku. Starszy 5 lat, a młodszy 1,5 lat 🙂
Ja mam mega wybitnie absorbujące dziecko, nie wiem dlaczego 🙂 Ale już się przyzwyczaiłam 😉
Zdjęcia macie zachwycające!
Dokładnie tak! 🙂 Często narzekamy na to ich zaciekawienie światem, ale nic tylko się od nich uczyć. Kto by wytrzymał tyle upadków i znów się podnosił?? Kto z taką radością wita samolot? No tylko one – a patrzenie na to jest uskrzydlające. Choć zwykle mega męczące 😛
Witam. Jakim aparatem robisz zdjęcia ? Są niesamowite. A jeszcze jedno pytanie gdzie kupujesz odzież Cartersa tez jestem w nich zakochana ale nie mam do nich prostego dostępu. Odpisz jeśli znajdziesz czas na maila jm-bb@wp.pl pozdrawiam Asia tez B.:)
absorbujący 🙂 od razu staje mi przed oczami mój syn 🙂 choć faktycznie od dziś będę myśleć o nim, że jest ciekawy świata. jakoś tak ładniej to brzmi 😀