jedzonko ze “słoiczka”… mniejsze zło? 2


Wprowadzenie do jadłospisu Dzidziulki marchewki zajęło nam…miesiąc.
I choć dziś patrzę na to wszystko trochę inaczej, kilka miesięcy temu poważnie się zamartwiałam. Wyrzuty sumienia nawet miałam, jaką to złą matką jestem….

Kiedy rodzi się dziecko wcina cycuszka ewentualnie mleko modyfikowane i wszystko jest proste.
(Wybór mleka modyfikowanego prosty nie jest.) 
Ale nadchodzi moment, gdy dietę niemowlęcia należy rozszerzyć… I tu zaczynają się schody. 
Ja wątpliwości nie miałam od czego zacząć. Oczywiście od marchewki. Chciałam jednak być taką wspaniałą matką, co to dzieciątku sama wszystko gotuje, a nie kupuje “gotowce” w słoikach. Bo przecież takie słoiki napakowane chemią na pewno. Termin ważności jaki, no konserwanty muszą być. Do tego tłumaczenie, że przecież nie widać co tam jest, a na etykiecie info o zawartości np. marchewki w marchewce ileś procent, a reszta? woda… No a 3zł za tę wodę z marchewką zapłacić trzeba. Takich i innych, jakże durnych argumentów była masa.
Więc blender poszedł w ruch… Jednak zrobienie “marchewki” okazało się nie takie łatwe. Dolewałam wody, oliwy z oliwek, masła… Kombinowałam, bo przecier nie był przecierowy. I gęsta papka wciąż zawierała drobne kawałki marchewki…W końcu doszłam do wniosku, że to mój blender nie daje rady. Kupiłam więc nowy, z bajerami, mocą dwa razy większą niż stary. I udało się. Marchewka gotowa, jak ze słoika, ale lepsza, bo przecież bez chemii…
Ah jak Dzidziulka się zajadała…. No pyszna marchewka, a Mama jakże szczęśliwa.
Do czasu. Bo nagle Dzidziulce na policzkach się coś dziać zaczęło. Skóra zaczerwieniona, jakby przesuszona. Grudzień, zima na całego, więc od razu myśl w głowie, że pewnie za mało kremem smaruję… Ale nie. Trochę zajęło zanim doszłam, że to reakcja na marchewkę.
Więc odkładamy marchewkę na bok. Gdy wszystko wraca do normy robimy próbę numer dwa… Znowu to samo… Numer trzy… I powtórka z rozrywki. A Mama w stresie, że dziecko już powinno jeść marchewkę, a Dzidziulka na samym mleku. 
Kupiłam marchewkę Gerber’a w słoiczku. Bo doszłam do wniosku, że marchewka bez chemii jakaś dziwna, że tak wciąż uczula. No i sukces. Żadnych zaczerwienionych, przesuszonych plamek na Dzidziulkowych polikach.
 Bałam się tych “zdrowych” warzyw bez chemii Dzidziulce dawać, by znowu alergii nie było, więc zaczęliśmy kupować słoiczki.
Potem doszło mięsko. A że ciężko o królika, zaś o indyku czy kurczaku nie naszpikowanym sterydami można by zapomnieć, słoiczki zagościły na dobre.
A Mama Dzidziulki walczyła z wyrzutami sumienia, że przecież  nawet blender kupiony, by Dzidziulce gotować pyszne, domowe jedzonko. Takie zdrowe…
Teraz  patrzę wobec tego na te całe słoiczki nieco inaczej. Nie przekonują mnie argumenty cioć, babć i pokoleń starszych, które to same gotowały i dzieci rosły zdrowe. Bo żyjemy w innych czasach.
Kiedyś można było kupić zdrowe warzywa, zdrowe mięsko. Dziś wszyscy warzywa pryskają, by ładniejsze, większe urosły. Kurczaki sztucznymi karmami tuczą, sterydami pakują. Bo przecież liczy się kasa…
Więc nawet jeśli słoiczki są niezdrowe, wybieram mniejsze zło…
Bo przynajmniej ktoś je zbadał. Ktoś za to odpowiada.
Zaś “Pani na rynku”, nigdy nie przyzna się, że piękną marchewkę ze swojego ogródka, taką eko, pryska chemią, a kurczaka faszeruje sterydami.

 

sweter – joe fresh

spodnie – h&m
buty – lasocki kids
chustka – deichmann
czapka – baby guess

ZOSTAŁ TYLKO TYDZIEŃ DO KOŃCA KONKURSU!!!


Leave a Reply

2 komentarzy do “jedzonko ze “słoiczka”… mniejsze zło?

  • Wikilistka pl

    Kochana, pocieszę Cię 🙂
    Ja nigdy ambicji nie miałam, by gotować te marchewki, bo święcie przekonana jestem, że póki sama nie wychoduję to ze sklepu raczej to zdrowe nie będzie. Zaufałam słoiczkom HIPP , bo ekologiczne. Mleko też moja W. dostawała od początku tylko te. I dzięki temu, że przez ponad pół roku W. dostawała TYLKO te słoiczki i mleko ekologiczne ona mi nie choruje! Co najwyżej jakiś katar. A i co najważniejsze, teraz ma 14 miesięcy, wcina mi wszystko z nami : truskawki, cytrusy, czekoladę , orzechy i żadnej alergii nie ma, wcina ładnie wszystko, kotleta bez problemu gryzie 🙂

  • olo-olek

    Mój Olek niestety był i jest uczulony na słoiczki. Na marchewkę uczulony był rok. Sama musiałam i muszę gotowac mu zupki, a niekiedy z chęcią bym skorzystała z dobrodziejstw naszych czasów.