‘mamo’… 6


Od kilku miesięcy życie przypomina pędzący ekspres, goniący z zawrotną prędkością, bez jakichkolwiek przystanków. Niby łapię garściami te wyjątkowe momenty, a mimo wszystko wciąż patrzę z wielkim zdziwieniem, kiedy nagle w kalendarzu rozpoczyna się nowy miesiąc… Ostatni weekend pozwolił się na chwilę zatrzymać. O dziwo, prawie sto czterdzieści kilometrów od domu. Tego mi, a właściwie nam, było trzeba. Nie wspomnę już o cichym ogrodzie, leżaku, słońcu, pysznym jedzonku i zimnym napoju. I widoku szczęśliwej Dzidziulki, spędzającej prawie cały dzień na dworze, z masą atrakcji oraz tylko trochę starszą, cudną towarzyszką zabaw… 

W ten weekend spojrzałam na Dzidziulkę zupełnie z innej perspektywy. Guziczek zosi samosi włączał się już dawno. A ja pozwalałam jej na te lekcje samodzielności. Dawałam jej rozlać zupę, rozsypać ryż na dywanie, wysmarować się serkiem. Dawałam segregować pranie, podawać ziemniaki, odkurzać, zamiatać, wynosić śmieci czy opróżniać zmywarkę, choć sama zrobiłabym sto razy szybciej. Dawałam wchodzić po schodach bez trzymania za rękę czy zbiegać z górki. A mimo wszystko widok takiej dużej i samodzielnej Dzidziulki zaskoczył. Takiej odważnej i ciekawej nowych wyzwań. Takiej otwartej i kontaktowej.
Drugie urodziny zbliżają się wielkimi krokami i to staje się z każdym dniem coraz bardziej widoczne.  
Chociaż po weekendzie Ciocia stwierdziła, że od razu widać, że jestem z Dzidziulką w domu. Bo z jej ust słowo ‘mama’ pada bardzo często. Zastanowiłam się chwilę, bo nie chciałabym maminej córeczki, przyklejonej do mojej nogi, bez której nie mogę się ruszyć nawet na chwilę, choćby skorzystać z łazienki. Idealną matką nie jestem, ale nie tak chciałam wychować Dzidziulkę. Zaczęłam więc analizować…
Może i fajnie byłoby usiąść i popijać kawę prawdziwą, a nie na niby z plastikowej tyci filiżanki, podczas gdy Dzidziulka zajęła by się zabawą w swoim pokoju. Może i fajnie byłoby robić obiad bez biegania do salonu co kilka minut. Jednak cieszę się, że Dzidziulka woła ‘mamo’, kiedy potrzebuje pomocy, a nie złości się i płacze, bo coś jej nie wychodzi. I mam nadzieję, że zawsze będzie przychodziła do mnie ze swoimi problemami. Nie ważne czy chodzi o źle włożony bucik, poprawienie spinki czy szukanie zaginionego pieska, podanie zabawki z wysokiej półki. Chcę, by wiedziała, że zawsze, ale to zawsze, może zawołać ‘mamo’, a ja zjawię się i pomogę jej rozwiązać problem, z którym sama nie jest w stanie sobie poradzić. I cieszę się, że woła ‘mamo’, bo chce pokazać co robi, co się jej udało, co znalazła, co odkryła, co ją cieszy, śmieszy. I mam nadzieję, że zawsze będzie chciała dzielić się ze mną swoimi spostrzeżeniami i radościami. Więc niech woła ‘mamo’… nawet i pięć razy na minutę!

tunika – baby gap
getry – h&m
buty – cherokee


Leave a Reply

6 komentarzy do “‘mamo’…