Od jakiegoś czasu zasypujecie mnie komplementami dotyczącymi zdjęć, które umieszczane są na naszym blogu. Dziękuję za każde słowo. Fakt, że zauważacie różnicę, unosi mnie pod sufit. Zwłaszcza, że pojawienie się Dzidziusia na świecie mocno ograniczyło mój czas, który mogę poświęcić na fotografię. Zastanawiacie się jak powstają nasze zdjęcia. Otóż na spacerze, w pośpiechu, piętnaście minut intensywnego biegania, wstawania, kucania. W domu zaś nie ma czasu na zabawy w programach graficznych, w grę wobec tego wchodzi ewentualnie szybka korekta ekspozycji, jeśli ujęcie jest naprawdę fajne i szkoda je wyrzucić. Pytacie się często o sprzęt. Szczerze powiedziawszy to nic nadzwyczajnego – canon 600d. Bo przy fotografowaniu nie ważny jest sprzęt, a oko osoby, która go używa. Może trochę zawiewa narcyzmem, ale zupełnie nie taki był zamiar tego zdania. Sama słyszałam je milion razy. A po Waszych uhach i achach mogę potwierdzić, że jest prawdziwe. Dawno, dawno temu, jeszcze zanim stałam się posiadaczką lustrzanki, zostawiłam tryb auto. Zupełnie, jakby w moim aparacie czegoś takiego nie było. Trzeba bawić się ustawieniami. Trzeba uczyć się na własnych błędach. Próbować klikać, przestawiać, cykać i patrzeć co się właśnie wydarzyło. Kiedy zaś poznacie swój aparat i tryb manualny, skojarzycie, co do czego służy, praktyka, praktyka i jeszcze raz praktyka. Ktoś mądry powiedział, że właśnie praktyka czyni mistrza. Można by się uczyć, które pokrętło jak się nazywa, za co odpowiada, ale nauka teorii nie jest tak przyjemna, jak praktyka, a ponadto łatwiej i szybciej zapamiętacie widząc fizycznie co się dzieje, niż wyobrażając to sobie, podczas wkuwania teorii. Nie studiuję grubych książek o poprawnym fotografowaniu. Nie tylko dlatego, że brakuje mi na to czasu. Nie interesują mnie zasady kadrowania czy kompozycji. Idę na żywioł. Bo nie kręci mnie fotografia poprawna. Dążę do tego, by moje zdjęcia miały duszę. By chwytały za serca, powalały na kolana. Dlatego ufam sobie i mojemu spojrzeniu na świat. I bawię się, po prostu. Choć bieganie z aparatem za dwulatkiem może nie jest lekkim zadaniem, sprawia mnóstwo frajdy. I wydaje mi się, że to o to właśnie w tym chodzi…
body – cherokee/ kamizelka, szalik, spinka – no name/ spodenki, rajstopy – reserved/ buty – bartek
Dziękuję bardzo za ten post 🙂
Proszę 🙂
Mogłabym się pod tym podpisać Kochana (mam na myśli fragment o tym jak się uczysz i starasz dać 'duszę' zdjęciom :)) Z tą różnicą, że u mnie efekty nie są zapierające dech w piersi, jak w Twoim przypadku…ale dążę do tego! 🙂
Dziękuję Asiu! Przede mną jeszcze długa droga, ale pędzę pędzę, a każdy dzień spędzoby z aparatem w ręku uczy czegoś nowego :* buziak
Piękne te Twoje zdjęcia 🙂 zdradź mi, jaki obiektyw?
50 mm f 1.4 🙂
Sama prawda! Ja też jechałam tylko na auto, ale zaczęłam bawić się tym wszystkim i za każdym razem odnajduję coś nowego. A póki co obiektyw kitowy 🙁 choć przymierzam się do zakupu czegoś fajniejszego. Ale i na tym da się robić fajne zdjęcia. Jak jeszcze się poszpera w programach graficznych to można troszkę foto podrasować 🙂
ja do niedawna tylko kitowy miałam… i owszem, da się, a i biegać tyle nie trzeba 😉
Praktyka czyni mistrza 🙂 Ja nad tym muszę jeszcze popracować. Też należałam do grona osób, które pytały Cię jak to robisz i dziękuję za rady w tej kwestii. Ściskam!!
ależ polecam się 😉 trzymam kciuki!
Witam, a czy ja też mogę prosić o rady w tej kwestii? Trafiłam na Twojego bloga właśnie dzięki przepięknym zdjęciom – to one mnie przyciągnęly, a potem również i temat macierzyństwa, który od roku przesłania mi świat :-))))
Fotografia to moja wielka pasja, nigdzie nie ruszam się bez aparatu, ale na razie ….. bez ustawień, jakoś zniechęca mnie moja niewiedza…. Co mam ustawiać, żeby na zewnątrz zrobić takie piękne rozmyte tło???
Pozdrawiam Monika
Dziękuję za miłe słowa! Proszę odezwać na nasz e-mail, to spróbuję pomóc 🙂