Ten post w mojej głowie pojawił się wiele miesięcy temu, kiedy wczesną wiosną postanowiłam uszczęśliwić moją Dzidziulkę, kupując jej parę… kaloszy. Przyjemne dla oka, a jednocześnie świetna cena. Szczęśliwa jechałam do domu z decathlonu, ponieważ w głowie miałam już obraz uradowanej Dzidziulki skaczącej w kałuży. Bo przecież każde dziecko miałoby frajdę z taplania się w brudnej wodzie na spacerze. Zwłaszcza, że do tej pory wszelkie kałuże kazano omijać szerokim łukiem. Otóż moja Dzidziulka, jak się okazało, nie podzielała mojego entuzjazmu. Parę czerwonych kaloszy wręcz potraktowała jako zło najgorsze na świecie i za nic nie chciała tego gumowego obuwia na swe […]