Idąc ulicą, zazwyczaj z moją dwójką Bąbelków u boku, z lekką zazdrością spoglądałam na jednego rodzica z dzieckiem. Zastanawiałam się, gdzie jest drugi rodzic, albo czy mają więcej dzieci. Od kiedy stworzyliśmy rodzinę wszędzie ruszamy razem. Nawet kiedy tata próbował wychodzić z Dzidziulką sam, a ja ogarniać zaległości domowe, po kilku minutach dzwonił i zapraszał, bym dołączyła do nich, bo przecież powietrze i promyki słońca dobrze mi zrobią, a obowiązki nie uciekną. Próbowaliśmy zakupy robić nocą, ale szybko zrezygnowaliśmy, bo wieczory fajniej spędza się we dwoje, a obowiązek zakupów nawet łatwiej wykonuje się we trójkę. Wszak wyprawa do sklepu dla małej Dzidziulki była wielką przygodą. Poza tym początkowo trzeba było ‘kłócić się’ o to, kto do sklepu pójdzie, ale szybko zmieniło się na ‘kłótnie’ o to, kto zostanie w domu. Kiedy do naszej rodziny dołączył Dominik za wiele się nie zmieniło w tym temacie. Jednak bywają dni, że po prostu potrzebuję oddechu. Przyszedł taki dzień. Wyszłam, już nawet nie pamiętam gdzie i dlaczego, po drodze zaś mijałam samotnych rodziców z pociechami. Tatę, który wyszedł z córką na rower. Mamę, która spaceruje z maluszkiem w wózku. Tatę, który zabrał syna na plac zabaw. Wróciłam do domu i postanowiłam podzielić się z moimi spostrzeżeniami. Nieco żaląc się, że inni potrafią jakoś się podzielić, może i my powinniśmy. Przecież z jednym dzieckiem wszystko jest takie proste. A my ciągle wszędzie chodzimy razem. Tata spojrzał na mnie i nieco zgaszonym tonem, odpowiedział, ale przecież jesteśmy rodziną… No tak. Słowo rodzina rozbrzmiało się w mojej głowie. Pomyślałam sobie o dzieciach. O ich wspomnieniach. O tym czasie spędzonym wspólnie, nawet jeśli to tylko wyprawa do sklepu spożywczego. O wymienianych po drodze uśmiechach. O tym, jak zapamiętają to dzieci… Że zawsze na wyciągnięcie ręki była mama i tata. Uśmiechnięci, wspólnie pokazując im wielki świat… A jak jest u Was?
bo jesteśmy rodziną… 10
bluza – next/ spodnie – f&f
W tej kwestii widzę, że nasi mężowie mają dużo wspólnego… Mój uważa tak samo 🙂 Bo sytuacja była prawie identyczna jak u Was, i Jego słowa, że przecież rodzina zawsze razem 🙂
🙂
U nas jest trochę inaczej. Często wychodzimy całą czwórką ale nieraz zabieram gdzieś samą Laurę- ona lubi takie chwile tylko z mamą. I często to powtarza, że czasem chce gdzieś pójść tylko ze mną. Zachowuję się wtedy też inaczej. A i ja lubię te nasze wspólne "wychodne " 😉
Wspólne 'wychodne' też bywają. Kiedy urodził się Dominik, zabierałam Dzidziulkę, nawet po bułki do sklepu, by miała mamę tylko dla siebie. Czasem chodzimy na kulki albo na lody same, ale te sytuacje zdarzają się rzadko, bo przecież chłopcy równie dobrze mogą iść z nami… bo jesteśmy rodziną…hehe 🙂
Nie wiem jak to jest gdy ma się dwoje dzieci, ale my naszą trójką wszędzie chodzimy razem. Kochamy to:)
My mamy dwoje i wszędzie chodzimy razem. Zakupy razem, wakacje razem, obiad w restauracji razem, do kościoła razem, do znajomych razem, na wesela razem i lubimy to. Podział występuje u nas naprawdę sporadycznie, o np. nastąpi w przyszłą sobotę bo ja i mąż idziemy na wieczór kawalerski i panieński, a dzieci zostaną z moimi rodzicami, ale takie sytuacje zdarzają się może raz na dwa lata.
A co do mężów to mój choć czasem rzuca pomysłem żeby gdzieś zostawić dzieci to koniec końców i tak dochodzi do wniosku, że nie bo ….przecież jesteśmy rodziną 🙂
uff, nie jesteśmy sami 🙂
Bardzo mily I ciekawy post, ale mam inne zdanie na ten temat uwazam ze nie tylko jest sie rodzina jak caly czas spedza sie razem, my czesto sie dzielimy I nie mamy z tym problemu, nie sadze zebysmy byli gorsza rodzina bo nie chcemy spedzac calego czasu razem, napoczatku zmusila nas do tego moja praca, jestem pielegniarka I jak mialam dyzur to z Lila zostawal moj maz, teraz zaczelam pracowac w jednej zmianie, ale mimo pracy zawsze chcielismy pamietac ze oprocz bycia rodzicami jestesmy tez malzenstem I najlepsze co mozemy zrobic dla Lili to bardzo sie kochac. Raz w miesiacu zostawiamy Lilie u dziadkow idziemy wtedy na randke I mamy noc dla siebie, co jakis czas ja sie spotykam z kolezankami sama a moj maz sam z kolegami, ja nie umiem plywac I nie lubie basenu wiec moj maz sam zabiera nasza coreczke na basen, ja sama ja zabieram na plac zabaw jak on jest w pracy, zreszta on tez ma nie normowany czas pracy wiec nigdy nie myslalm zeby czekac z czyms az on wroci. Moze u Was jest inna sytuacja I cos takiego sie sprawdza, ale dla mnie to nie jest idealny wzorzec I mimo tego wiem ze nasze dziecko jest szczesliwe rowniez dla tego ze ma szczesliwych rodzicow I z kazdym z nas ma inny bardzo bliski kontakt. pozdrawiam Ula
zgadzam się z Tobą, najważniejsze by rodzice byli szczęśliwi. Codziennie chodzę na spacery sama z dzieciakami, kiedy ich Tata jest w pracy. Kiedy ja mam obowiązki zawodowe, Tata zabiera dzieci. To normalne. Kiedy jednak jest tzw. czas wolny, zawsze spędzamy go wspólnie. Kiedy jest coś do załatwienia i łatwiej byłoby dzieci zostawić w domu, wybieramy ten trudniejszy wariant i ruszamy wszyscy razem.
Tak jak mówicie zdrowa rodzina to szczęśliwa rodzina. Ja po powrocie do pracy się stresowałem jak dziadkowie opiekują się córeczką i wbrew pozorom, chociaż mąż jeździ w delegacje, ja pracuję, uważam że jesteśmy szczęśliwą rodziną. Wszystko się układa pomimo pracy i rozłąki, a rodzice opiekujący się córcią nawet zamawiają w bobomio akcesoria i zabawki, choć bali się jak ognia zamówień przez internet. Córeczka właśnie całą rodzinę zabetonowała szczęściem 🙂
Fajnie, że poruszasz taką tematykę 🙂