Rodzinne popołudnie. Całą ekipą ruszamy na plac zabaw, bo do czasu wieczornych rytuałów pozostała jeszcze godzina. Jak się okazuje na taki sam pomysł wpadło dzisiaj wielu rodziców, bo plac zabaw pęka w szwach…
Bawimy się w najlepsze, aż tu nagle rozlega się głośne “Cholera jasna!” i każdy dorosły człowiek pochylony ku swemu dzieciu podnosi opuszczoną głowę w poszukiwaniu właściciela tego jakże donośnego głosu. “Damian Baranie!” – ciągnie piszczący głos zza ogrodzenia. I teraz już wszystkie oczy rodziców będących na tym placu zabaw patrzą na tę rodzinną sytuację. “Kur*** nie widzisz? No nie widzisz?! Zaraz się uderzy! aaaaaaa… Łap ją… Co Ty wyprawiasz? Jak Ty… bla bla bla” zdziera sobie gardło, całkiem szczuplutka, drobniutka mama, której serce podejrzewam przeżywa właśnie stan przedzawałowy, bo ledwo ponad roczna córeczka biegnie prosto pod pędzącą karuzelę, a Tata sobie stoi i “nie widzi” niebezpieczeństwa. Mężczyzna całkiem dużej postury zaniemówił i podejrzewam najchętniej zapadłby się pod tą toną piachu, która go otacza. Mama wbiega na plac zabaw zabiera dziecię i stwierdza, że idzie do domu. Opuszcza teren szybkim krokiem, jedną ręką pchając wózek, w drugiej trzymając płaczące dziecko, które Tata ostatecznie uratował przed czyhającą tragedią, ale które przestraszyło się przerażającego krzyku swej Mamy. A Tata stoi jeszcze z minutę na środku tego placu zabaw, w tym piasku i zdezorientowany nie wie co ze sobą zrobić, aż w końcu po prostu powoli idzie za nimi. Widownia zaś powraca do swych zajęć sprzed kilku minut.
Dawno, dawno temu, kiedy nie byłam matką, zapewne mogłabym na tysiąc sposobów skomentować zaistniałą sytuację. Wysnuć wnioski, jakimi są rodzicami i jak to wychowują swoje dziecko. Ale dzisiaj sama jestem matką… Było mi szkoda tego Damiana, takiego wielkiego, dobrze zbudowanego, sprawiającego wrażenie naprawdę silnego mężczyzny, którego żona w kilka sekund sprawiła, że stał się małym, bezsilnym chłopcem. Było mi szkoda tej tyci dziewczynki, która przestraszyła się zdzierającej gardło mamy. I wreszcie było mi szkoda tej matki, która nie potrafiła w cywilizowany sposób wyrazić swojego przerażenia. Współczułam im, że musieli ten rodzinny dramat przeżywać na oczach tych wszystkich ludzi. Ale absolutnie nie oceniałam…
Kiedyś, kiedy posiadanie dzieci było tylko odległym marzeniem, znacząco patrzyłam na matkę, której dziecko płacze głośno na środku sklepu. Od razu oceniałam, że nie potrafi wychować, skoro dopuszcza do takich scen, w dodatku w miejscu publicznym. Dzisiaj takiej matce współczuję. A w duchu cieszę się, że to nie mój dramat…
Wczoraj mieliśmy gości. Dzidziulka wyczekiwała już od rana, ciągle pytając, no gdzie Ci goście. Sprzątała (co mogliście zobaczyć TU), pomagała piec ciasteczka, co raz wchodząc na parapet, by zerknąć przez okno, czy już idą. Byli to wyjątkowi goście, których znamy tylko z ekranu komputera. I chociaż spotkanie nie do końca przebiegło tak, jak się zaplanowało, nic nie szkodzi. Zmęczona Laura, która ominęła swoją drzemkę pokazała nam swoje zdolności wokalne, wystawiając na próbę cierpliwość rodziców. Dzidziulka szybko postanowiła we łzach towarzyszyć nowo poznanej koleżance. Przez chwilę mieliśmy więc prawdziwy koncert. Jednak Magdo, absolutnie nie oceniam, bo ja też jestem matką. I doskonale wiem, jak rzeczywistość potrafi, wróć…, jak dziecko potrafi zweryfikować rzeczywistość.
Magdę z Maminych Skarbów wirtualnie poznałam dawno temu. Nasze pierworodne są w podobnym wieku, ale jak się szybko okazało mamy ze sobą dużo więcej wspólnego. Choć dzieli nas tyle kilometrów nie raz czytała w moich myślach. Bez zastanowienia więc zaprosiłam ją z rodziną, kiedy okazało się, że będą w naszej okolicy. I choć później przez chwilę przemknęło mi przez głowę, że przecież po spotkaniu na żywo, może totalnie zmienić o mnie zdanie i przestać zaglądać do naszego wirtualnego świata, to wiecie co? Zupełnie niepotrzebnie. Mam nadzieję, że szybko znów się spotkamy, bo czuję wielki niedosyt.
Macie ochotę zobaczyć Dzidziulkę okiem Magdy i poczytać o tym, jak rzeczywistość weryfikuje planowanie to wskakujcie do Maminych Skarbów (klik).
Asiu! Ja też mam wielki niedosyt! Ściskam mocno :*
:*