Praktycznie od momentu, kiedy test pokazał dwie kreski, Tata Dzidziulki zaczął myśleć o tym, jak to będzie, gdy przyjdzie czas rozwiązania. Mnie dziewięć miesięcy wydawało się tak odległe, że wciąż myśli o opuszczeniu mej rodzinki na trzy dni, odkładałam na później. Szybko jednak los wystawił nas na tę próbę, kiedy w dwunastym tygodniu przerażona trafiłam na trzy dni właśnie w szpitalne mury. Nigdy nie rozstawałyśmy się z Dzidziulką na dłużej niż dwie, trzy godziny, więc obaw było sporo. Wszyscy jednak test przeszliśmy na piątkę. Tata z Dzidziulką poradzili sobie znakomicie. Do końca ciąży byliśmy więc spokojni, bo wiedzieliśmy, że to tylko trzy dni, a skoro przetrwaliśmy raz, uda się i drugi.
Nikt z nas nawet nie pomyślał o scenariuszu, który postanowiło napisać nam życie.
Nikt z nas nawet nie pomyślał o scenariuszu, który postanowiło napisać nam życie.
Dzidziuś nie spieszył się z przyjściem na świat i musiałam położyć się na oddział. To były strasznie dni, kiedy ‘zamknięta’, choć drzwi szpitala otwarte szeroko, codziennie czekałam na swój ‘wyrok’ z nadzieją, że może dzisiaj się ‘coś’ wydarzy. Że Dzidziuś zdecyduje się przyjść na świat bez pomocy kroplówek oksytocyny. Kiedy więc nocą, tuż przed zaplanowaną na poranek indukcją, urodził się Dzidziuś, odetchnęłam z ulgą. Nie tylko dlatego, że wreszcie tuliłam tę Małą Istotkę, która tak długo kazała na siebie czekać, ale dlatego, że za trzy dni wszyscy będziemy razem.
Tymczasem zaraz minie tydzień, odkąd Dzidziuś się urodził, a my wciąż w szpitalnych murach. Choć wszyscy niby dzielnie się trzymamy, ta rozłąka jest straszna. Tęsknota za Dzidziulką staje się już nie do zniesienia. Najchętniej uciekłabym przez okno. Zdaję sobie sprawę, że hormony towarzyszące w czasie połogu nie ułatwiają sprawy. U mego boku zaś Dzidziuś, który nastroje Mamy wyczuwa lepiej niż jakikolwiek radar, więc muszę się trzymać.
Mam tylko nadzieję, że to pierwsza i zarazem ostatnia taka rozłąka…
Tymczasem zaraz minie tydzień, odkąd Dzidziuś się urodził, a my wciąż w szpitalnych murach. Choć wszyscy niby dzielnie się trzymamy, ta rozłąka jest straszna. Tęsknota za Dzidziulką staje się już nie do zniesienia. Najchętniej uciekłabym przez okno. Zdaję sobie sprawę, że hormony towarzyszące w czasie połogu nie ułatwiają sprawy. U mego boku zaś Dzidziuś, który nastroje Mamy wyczuwa lepiej niż jakikolwiek radar, więc muszę się trzymać.
Mam tylko nadzieję, że to pierwsza i zarazem ostatnia taka rozłąka…
Och, trzymaj się dzielnie! Jeszcze troszkę i w domu będziesz miała dwie małe radości i jedno większe szczęście (podejrzewam, że i tata nie może się Was doczekać 😉
Jeszcze raz Ci gratuluję! Wspaniale czytać, że Dzidziuś z Wami. Teraz tylko czekam, aż będziecie w domu radośni, gdzie w spokoju będzie można celebrować Jego przyjście na świat witając go z miłością 🙂
Zdjęcia Dzidziulki są niesamowicie klimatyczne – piękna, urocza i jak zawsze promieniująca radością, w otoczeniu prypominającym niemal tajemniczy ogród. Cudownie!
Kiedy Ty znalazłaś czas i chęci i siły, żeby ogarnąć nowego posta!? Nie pocieszę Cię, a nawet powiem, że bardzo Ci współczuję, ja po porodzie tak bardzo chciałam wyjść z MałymA do domu, do męża, że jak się okazało, że Synek musi być naświetlany to wpadłam w istną rozpacz,a apogeum nastąpiło, jak pojawiła się opcja, że On zostanie,a ja będę musiała Go zostawić. Na szczęście, razem wróciliśmy do domu po 5 dniach. Życzę Wam szybkiego powrotu do domu i radości z bycia razem!
Przykro mi,że nie możecie od samego początku cieszyć sie chwilami we 4-kę. Mam nadzieję,że niebawem będziesz z Dzidziusiem w domu i jeszcze zatęsknisz za ciszą szpitalnych murów, jak Ci dwójka brzdąców zrobi koncert;)
Ja trochę spóźniłam się z tym komentarzem i wiem, że już jesteście w domku. Powodzenia Kochana i wyczekuję na nowy post. A Dzidziulka jak zawsze cudna :*