W poście z inspiracjami prezentowymi pisałam Wam o tym najpiękniejszym prezencie, jaki mogą dać dziecku rodzice – swój czas. Można zatem powiedzieć, że Dzidziulka ma Dzień Dziecka średnio co tydzień. Bowiem praktycznie w każdy weekend ma oboje rodziców, od rana do wieczora, calutkich dla siebie. Weekendowe poranki we troje są ulubioną porą Dzidziulki. Bo choć pobudkę robi nam o szóstej również w weekend, lubi i godzinę poleżeć pomiędzy rodzicami, przytulać się i rozdawać buziaczki raz Mamie raz Tacie, a z jej buzi nie schodzi uśmiech.
Choć doskonale wiedziałam co uszczęśliwi me dziecko, mimo wszystko postanowiliśmy z Tatą Dzidziulki zafundować naszej córeczce zabawkę. Nie byle jaką, zdecydowanie nie należącą do najtańszych. Nie wytrzymaliśmy do niedzieli, więc prezent otrzymała już w piątek. Chwila radości minęła, zabawka, która do najmniejszych również nie należy, zajmuje więc miejsce w salonie i czeka na decyzję, gdzie będziemy ją przechowywać. Kiedy już darowaliśmy sobie część materialną, skupiliśmy się na tej drugiej. Tej, której nie można zmierzyć. Dzień Dziecka trwał dwa dni, kiedy nasza córka spędzała jakże bezcenny czas z rodzicami. Aby jednak weekend różnił się nieco od innych, Dzidziulka zjadła pierwszą w życiu watę cukrową! Ponadto odwiedziliśmy wesołe miasteczko, które przybyło do naszego małego miasta. Poszliśmy w sobotę zbadać teren, by w razie czego, jeśli okazałoby się, że wesołe miasteczko jest nieodpowiednią dla Dzidziulki atrakcją, na niedzielę zaplanować coś innego.
Dzidziulka ucieszyła się od razu gdy wyszliśmy z domu i usłyszała muzykę, dochodzącą z wesołego miasteczka, które akurat zatrzymało się po drugiej stronie ulicy, przy której mieszkamy. Kolorowe karuzele z daleka zrobiły na niej wrażenie, więc w podskokach maszerowała w stronę szczęścia, dumna i szczęśliwa, budząc uśmiechy na twarzach mijających nas przechodniów. Ja szłam z przekonaniem, że Dzidziulka na jakieś karuzeli pojeździ, a Tata szedł obok i stukał się w głowę, że oszalałam.
Zatrzymaliśmy się przy karuzeli na najmłodszych, tzw. zabawkowej. Zwykłe zabawki, które spotkać możemy w galeriach handlowych, ale bardziej zniszczone, i kręcenie się w kółko z niewielką prędkością. Ale rodzic może wejść na platformę za darmo i asekurować swe dziecko, więc duży plus.
Przez chwilę zwątpiłam, kiedy zobaczyłam Panią trzymającą małego, ale zdecydowanie sporo starszego od naszej Dzidziulki, chłopca, płaczącego, próbującego wydostać się z karuzeli, która przecież nie zatrzyma się, póki nie skończy się czas. Nie udało się go uspokoić, chłopiec wdrapał się na ręce Mamy, wtulił mocno w ramiona i płakał do momentu zatrzymania się karuzeli.
Chwila zwątpienia minęła, kiedy Dzidziulka z błyskiem w oku, pokazywała paluszkiem na karuzelę, dopominając się, by już zająć miejsce. Ponieważ na takiej karuzeli nigdy nie była, aby uniknąć sytuacji, której byliśmy świadkami, wybraliśmy zabawkę zabudowaną, więc Dzidziulka nie miała zbytnio jak wstać i wspinać się na ręce.
Chwila zwątpienia minęła, kiedy Dzidziulka z błyskiem w oku, pokazywała paluszkiem na karuzelę, dopominając się, by już zająć miejsce. Ponieważ na takiej karuzeli nigdy nie była, aby uniknąć sytuacji, której byliśmy świadkami, wybraliśmy zabawkę zabudowaną, więc Dzidziulka nie miała zbytnio jak wstać i wspinać się na ręce.
Okazało się jednak, że nasza Dzidziulka jest odważną dziewczynką. Karuzela się zatrzymała, a ona wołała “jeee, jeee”, co oznacza “jeszcze, jeszcze”…
A w niedzielę Dzidziulka szła do wesołego miasteczka z jeszcze większym entuzjazmem. Już wiedziała, jakie atrakcje tam na nią czekają.
I my już odważniej kusiliśmy się na kolejne przejażdżki.
W sobotę, kiedy świeciło cudne słońce, zapomniałam karty do aparatu, więc nie zrobiliśmy żadnych zdjęć.
W niedzielę zaś pogoda była kiepska, ale coś tam udało się w kadrach zatrzymać.
A w niedzielę Dzidziulka szła do wesołego miasteczka z jeszcze większym entuzjazmem. Już wiedziała, jakie atrakcje tam na nią czekają.
I my już odważniej kusiliśmy się na kolejne przejażdżki.
W sobotę, kiedy świeciło cudne słońce, zapomniałam karty do aparatu, więc nie zrobiliśmy żadnych zdjęć.
W niedzielę zaś pogoda była kiepska, ale coś tam udało się w kadrach zatrzymać.
Super Dzień Dziecka!
Dzidziulka nie ściąga opaski?
Na szczęście nie, ale tego dnia wiało bardzo mocno, więc może dlatego 😉
Urocza jak zawsze 🙂
Jestem pełna podziwu dla Dzidziulki, na pewno jesteś dumna, bo dla takiego Malucha to z pewnością spore przeżycie. Nie raz zdarzyło się, że Emilka odmówiła nam zabawy w miejscu, gdzie byliśmy przekonani, że będzie się świetnie bawiła…
Mamy tak samo jak Wy; Emilka w weekendy ma rodziców całych dla siebie, a i w tygodniu spędza ze mną cały dzień, po południu korzystając z obecności taty.
Choćby Mama stawała na uszach, powroty Taty są chyba najpiękniejszą porą dnia… Dzidziulka cała w skowronkach biegnie wołając Tataaaa, gdy tylko usłyszy otwieranie drzwi.
Odwazna z niej kobietka tak jak moja, cale wesole miasteczko obleciala i nawet z bratem jezdzila na autkach:)my to mamy mala wariatke w domu:)a my dzien dziecka spedzilismy na basenie , tez radosci co niemiara.JudYta
ooo basen Dzidziulka też bardzo lubi i nie boi się wody wcale!
Nie ma nic lepszego od najfajniejszych wspomnien. A jeszcze jak mogliscie podzielic ten czas we troje 🙂
Ja zas mam sentyment do tej kurtki siostra wieki temu miala podobna ahhhh jak ja jej ja podkradalam 😀
http://www.babyciuszkolandia.blogspot.com
hehe nasza kurtka rzeczywiście z historią, odziedziczona po kuzynce, czekała na Dzidziulkę kilka lat 🙂