Możesz jęczeć jaka jesteś nieszczęśliwa.
Możesz narzekać na męża, bo Ci nie pomaga, nie wspiera, nie kocha.
Możesz płakać i użalać się nad sobą, bo on Cię zdradził, odszedł, porzucił.
Możesz narzekać na pracę, na dzieci, na życie.
Możesz rezygnować ze swoich pasji, z siebie.
Możesz całe życie siedzieć zamknięta w domu.
Możesz poświęcać się dla rodziny, dla niego, albo nawet dla sąsiadki.
Możesz marnować się za biurkiem.
Możesz… Możesz wszystko!
Równie dobrze możesz wsiąść w auto i pojechać, gdzie tylko zechcesz.
Możesz żyć tu i teraz.
Możesz mieć pracę marzeń i robić to, co lubisz.
Możesz zająć się sobą.
Możesz zaszaleć u kosmetyczki albo w sklepie z drogą bielizną.
Możesz spełniać swoje marzenia.
Możesz wszystko!
Musisz tylko odważyć się po to sięgnąć. I wiesz co? To wcale nie jest takie trudne. Wystarczy wziąć głęboki oddech i swoje myśli zamienić w czyny…
Bądź odważna, a gdy nie jesteś, udawaj, że jesteś. Nikt nie zauważy różnicy…
To motto wisiało na mojej korkowej tablicy, w studenckim mieszkaniu, przez wiele lat. To motto, siedziało też w mojej głowie wtedy, gdy uginały się kolana (TUTAJ). I pojawia się w mojej głowie zawsze wtedy, gdy strach chce przejąć kontrolę nad moimi czynami… Kiedy powiedziałam, że jadę z Dzidziulkami nad morze, oczy słuchaczy otwierały się szeroko. Tylko od jednej osoby usłyszałam: “serio? Jedź. Po prostu to zrób”. Przez moją głowę tylko raz przemknęła myśl, że kilkugodzinna podróż to dla maluchów zbyt długo. Bardziej martwiłam się, że oni ulokowani z tyłu będą ciągle coś ode mnie potrzebowali, a ja siedząc za kierownicą nie dam rady odwrócić się i pomóc, więc może okazać się, że co dziesięć kilometrów będziemy robić postój. Przejechaliśmy 380 km z jednym przystankiem na siusiu. Nie było oglądania bajek, telefonów, tabletów i innych nowoczesnych gadżetów. Była muzyka w radio. Torba przekąsek i świat za oknem. Wspólne rozmowy, śmiechy, a nawet i chwile ciszy. Kawa, dziecięca gazetka ze stacji i żelki Haribo. 30 minut przed dotarciem do celu Dzidziulka zapytała czy jeszcze daleko, bo już się nie może doczekać i czuje, że zaczyna się niecierpliwić. Ale wtedy już rzeczywiście dojeżdżaliśmy na miejsce. Domiś kilka razy pytał: “Mamo, a gdzie jedziemy? Nad mozieee? wow”. Radość Dzidziulków i pierwsze w życiu moczenie nóżek w morzu były warte każdego przejechanego kilometra. I przegadane wieczory z przyjaciółką, którą właściwie widziałam drugi raz w życiu…
Naprawdę możesz wszystko, tylko najpierw musisz w to uwierzyć…
Fantastyczne fotki! 🙂
Dziękuję 🙂
Sama Cię podziwiałam, że się zdecydowałaś przyjechać! Cieszę się, że w końcu udało nam się spotkać. Dzięki Tobie też zdałam sobie sprawę, że większość blokad mamy w głowie i możemy wiele, jeśli sobie na to pozwolimy 🙂
Buziak ;*
Przychodzi taki moment w życiu że się stawia wszystko na jedną kartę albo się uda albo nie 🙂
A kiedy człowiek nie ma już nic do stracenia, może tylko zyskać 🙂