Jestem uparta. Tak bardzo uparta… Jak przysłowiowy osioł. Ale lubię w sobie tę cechę. Tak zwyczajnie po ludzku lubię, bo bywa przydatna w życiu, po prostu. Pozwala mi nie poddawać się. Pozwala podnosić się i mimo upadku wciąż próbować biec dalej. Pozwala walczyć o swoje. A nawet i realizować swoje marzenia. Uparcie. W dzisiejszym świecie tak mocno trzeba być upartym, by cokolwiek osiągnąć. Uparcie wierzyć w siebie. Uparcie dążyć do wyznaczonych celów. Uparcie kochać, choć na pewno łatwiej byłoby odejść i zacząć od nowa. I ta upartość sprawia, że ciężko… odpuścić. Ale czasem trzeba zwyczajnie się poddać.
“Poddanie się nie zawsze oznacza słabość, czasami oznacza, że jesteś wystarczająco silny, by odpuścić”
“Może masz i rację, ale jakie z tego dobro?” pyta ks. Józef Tischner. No właśnie… Dopiero jakiś czas temu zrozumiałam, że czasem się nie da. I nawet kiedy mamy rację, nie warto uparcie trwać przy swoim. Czasem odpuścić to jedyne co możemy zrobić – tak dla swojego dobra…
Dziś wiem, że kiedy pragnie się czegoś tak mocno, że nie można skupić się na niczym innym, a nasze myśli wciąż krążą wokół tego, jak bardzo nam tego brakuje – trzeba odpuścić… Zyska się wtedy święty spokój. Myśli nie będą już zajęte przeskakiwaniem muru, którego i tak nie da się przeskoczyć. Nie będą skupione na problemie i rozwiązaniu, które siedzi w naszej głowie. Odpuszczając możemy wreszcie nabrać dystansu. Mamy wówczas czas na zaakceptowanie możliwej porażki. Możemy zwolnić, złapać oddech. Możemy wtedy też skupić się na sobie. Wsłuchać się w siebie, a być może okaże się nawet, że to, o co się walczyło wcale nie jest takie atrakcyjne i niezbędne, jak nam się wydawało. Możemy docenić to, co już mamy. Możemy przewartościować swoje życie…
I nagle okaże się, że odpuszczenie to najlepsza decyzja, jaką mogliśmy podjąć. Bo choć wówczas oznaczało poddanie się i rezygnację, przyniosło większe dobro… Ale tego scenariusza nie dostrzegaliśmy zaślepieni upartym trwaniem przy swoim i realizowaniem planu – jedynego rozwiązania, które tak skrupulatnie ułożyliśmy w swojej głowie.
Odpuść… Na dzień, na tydzień, na miesiąc. Może Cię zaskoczę, ale uwierz – ziemia wciąż będzie się kręcić.
Ale Ty możesz wreszcie być szczęśliwy. Wystarczy odpuścić…
Upartość to też jedna z moich cech. tak uparcie dążyłam do celu, ze przypłaciłam to zdrowiem. Dopiero ta szokowa terapia wymusiła na mnie spojrzenie z dystansu na pene kwestie i nauczyła czasami odpuszczać.
Czasem człowiek musi przejść bolesną lekcję, by zrozumieć.
pięknie napisane, nigdy się nad tym nie zastanawiałam,
ale całkowicie masz rację, czasem trzeba odpuścić
Dziękuję
Nie jestem uparta, chociaż lubię stawiać na swoim. Jednak odpuszczam czasem, tak jest lepiej, tak jest dobrze.
Super, że masz tą świadomość. Nie zawsze człowiek potrafi zrozumieć, że tak jest lepiej 🙂
Dziękuję za ten tekst. Bardzo mądry i dojrzały blog. Zajrzałam tu dziś i zamierzam zostać u Was na dłużej;-)
Bardzo mi miło i oczywiście serdecznie zapraszam 🙂
oj to prawda, odpuszczanie, a co najważniejsze, wybaczenie sobie pomaga być szczęśliwym 🙂
Wybaczenie – mocny temat – zostawiam na przyszłość
Nauka odpuszczania była bardzo ciężka, ale dotarło do mnie w końcu, że życie ucieka, a świat się nie zawali, jeśli zrobię coś później albo nie zrobię wcale. Że czasem porażką jest trwać przy czymś, zamiast zrezygnować.
“Czasem porażką jest trwać przy czymś, zamiast zrezygnować” – aż zapiszę sobie.
Czasami trzeba odpuścić i inaczej się nie da. Na początku bywa to ciężkie. Też uparciuch ze mnie i perfekcjonistka,ale życia nie przeskoczę 🙂
Z perfekcjonizmu można się wyleczyć 🙂
Bardzo dobry wpis. Szkoda że już nie piszesz i “odpuściłaś” bloga 😉 Pozdrawiam!